niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 266.

Soundtrack do rozdziału:

• Lorde - Bravado
• The Fray - Little House
• Meese - Taking the World On


Tessa's POV:

Potykam się o własne stopy, kiedy idę za Harrym, który zmierza przez podwórko do domu, w którym spędził swoje dręczące dzieciństwo. Moje kolano osuwa się na ziemię, ale szybko odzyskuję równowagę i staję na nogi. Ciągnie za drzwi wejściowe i słyszę jak jęczy, kiedy grzebie coś przy zamku, po czym jego pięść koliduje z drewnem.
- Harry, proszę. Chodźmy po prostu do hotelu - próbuję go przekonać.
Kompletnie ignoruje moją obecność i pochyla się, by chwycić coś z ziemi, koło ganku. Zakładałam, że był to zapasowy klucz, ale mój brak racji został szybko udowodniony, kiedy kamień wielkości jego piąstki uderza w szybę frontowych drzwi. Harry wkłada rękę w dziurę i uważając na odłamki szkła, otwiera drzwi.
Rozglądam się wokół cichej ulicy, ale wszystko wydaje się być okej. Nie ma nikogo na zewnątrz, kto by mógł dostrzec nasze zakłócenie porządku w tej spokojnej okolicy, ani nie migoczą żadne światła informujące o tym, że ktoś się obudził na dźwięk tłuczonego szkła. Modlę się tylko, by Anne z Robinem nie nocowali dzisiaj w posiadłości obok.
- Harry - powtarzam. Czuję się, jakbym kroczyła po tafli kruchego lodu, próbując z całych sił go nie złamać. Jeden zły ruch i oboje utoniemy.
- Ten dom był dla niczym innym jak zwykłą udręką - narzeka, potykając się o własne buty. Żeby nie upaść przytrzymuje się o oparcie kanapy. Rozglądam się po salonie i jestem wdzięczna, że większość mebli jest spakowana w kartonach albo została usunięta z domu w przygotowaniu do rozbiórki po pełnej przeprowadzce Anne.
Zwęża swoje oczy i skupia się na tym meblu. 
- Ta kanapa tutaj - przyciska swój palec do czoła, po czym dokańcza - to wydarzyło się tutaj, wiesz? Na tej samej pieprzonej kanapie - mój żołądek się wywraca. - Może któryś z moich jebanych tatuśków mógłby pomyśleć o zakupie nowej? - zamyka na chwile oczy.
- Tak mi przykro. Wiem, że to dla ciebie bardzo dużo - próbuję dać mu komfort, ale dalej mnie ignoruje.
Otwiera swoje oczy i idzie do kuchni, a ja drepczę parę metrów za nim. - Gdzie to jest... - mamrocze i schyla się na kolana, by rozejrzeć się po wnętrzu szafki pod zlewozmywakiem. - Mam cię! - mówi, wyjmując butelkę przezroczystego trunku. Nie chcę pytać czyj był ten alkohol, albo czyj jest, i jak tam się dostał w pierwszej kolejności. Biorąc pod uwagę cienką warstwę kurzu, która pojawiła się na koszulce Harry'ego, kiedy przeciera butelkę, mogę stwierdzić, że była tam przez przynajmniej parę miesięcy.
Podążam za nim, kiedy ponownie wraca do salonu, nie będąc do końca pewna co ma zamiar zrobić. 
- Wiem, że jesteś zły i masz do tego całkowite prawo - stoję przed nim w desperackiej próbie zdobycia jego uwagi. Nie chce nawet na mnie spojrzeć. - Możemy wrócić do hotelu? - sięgam po jego rękę, ale się wyrywa. - Możemy porozmawiać, a ty wytrzeźwiejesz, proszę. Albo będziesz mógł iść spać, cokolwiek będziesz chciał, ale proszę musimy stąd iść.
Harry spławia mnie i wraca do podartej kanapy. 
- Ona tutaj była - używa butelki trunku, by wskazać kanapę. Moje oczy wypełniają się łzami, ale je powstrzymuje - i nikt nie przyszedł jej pomóc. Nikt z tamtych idiotów - pluje i odkręca butelkę. Przysuwa alkohol do ust i odchyla głowę, by się napić.
- Wystarczy! - krzyczę, podchodząc do niego bliżej. Jestem w pełni przygotowana na szarpaninę o tę butelkę, by potem wylać ją do zlewu. Nie wiem jak dużo alkoholu będzie mógł w siebie wlać, aż zemdleje.
Harry bierze jeszcze jeden łyk, po czym przestaje. Używa wierzchu dłoni, by wytrzeć resztki trunku z ust i policzków. 
- Czemu? Chcesz trochę? - uśmiecha się i patrzy na mnie po raz pierwszy, odkąd weszliśmy do tego domu.
- Nie... to znaczy tak, chcę - kłamię. Chcę tylko zabrać od niego tę butelkę.
- Bardzo mi przykro, Tessie. Jest tutaj za mało, by się dzielić - mamrocze, unosząc dużą butelkę. Krzywię się, kiedy nazywa mnie tak samo jak mój ojciec. Ta butelka musi mieć co najmniej litr, plakietka jest wyblakła i w połowie zerwana. Jestem ciekawa, jak długo ją tam ukrywał, przez te najgorsze jedenaście dni czy przez całe swoje życie?
- Mogę się założyć, że to uwielbiasz - mówi do mnie. Biorę krok w tył i zaczynam rozmyślać nad planem działania. Nie mam zbyt wielu opcji i szczerze, zaczynam być przerażona. Wiem, że nigdy by mnie nie zranił fizycznie, ale emocjonalnie nie jestem gotowa na potyczki z nim. Ostatnio w pewien sposób udawało mi się kontrolować Harry'ego był dalej sarkastyczny i w złym humorze, ale nie zawistny. Ten błysk w jego przekrwawionych oczach jest mi bardzo dobrze znany i prawię mogę zobaczyć nienawiść przemawiająca za nimi.
- Dlaczego miałabym to uwielbiać? Nienawidzę cię widywać w tym stanie. Nie chcę, żebyś cierpiał w ten sposób, Harry - mówię mu. Uśmiecha się i cicho chichocze, po czym przechyla butelkę i wylewa trochę zawartości na poduszki kanapy.
- Wiedziałaś, że rum jest jednym z najbardziej łatwopalnych spirytusów? - pyta mnie. Czuje jak krew mi zamarza.
- Harry, ja...
- Ten alkohol to pięćdziesiąt procent czystego spirytusu. To cholernie dużo - przerywa mi. Jego głos jest mglisty, wolny i przerażający, kiedy kontynuuje wylewanie tej niebezpiecznej cieczy na kanapę. On ma zamiar to podpalić, co ja powinnam w tej sytuacji zrobić?
- Harry! - mój głos staje się głośniejszy. - Co masz zamiar zrobić? Spalić ten dom? To i tak nic nie zmieni! - krzyczę na niego.
- Powinnaś iść. To nie jest odpowiednie miejsce dla dzieci - szydzi, machając lekceważąco ręką w moim kierunku.
- Nie mów do mnie w ten sposób! - odważna i trochę przerażona, sięgam po butelkę i chwytam ją. Nozdrza Harry'ego się poszerzają i próbuje wyrwać z moje uścisku butelkę.
- Puść to. Teraz - mówi przez zęby.
- Nie.
- Tessa, nie wkurzaj mnie - ostrzega.
- Co masz zamiar zrobić, Harry? Walczyć ze mną o butelkę alkoholu? - stawiam mu wyzwanie. Jego oczy się rozszerzają, usta otwierają w zaskoczeniu, gdy patrzy na ręce, które grają w przeciąganie liny. - Daj mi tą butelkę - żądam, zacieśniając uścisk na uchwycie wielkiej butelki. Jest ciężka, a Harry łatwo nie odpuszcza, ale w moich żyłach pompuje się adrenalina, która daje mi siłę jaką potrzebuję.
Klnie pod nosem i zabiera swoją rękę. Nie spodziewałam się, że tak łatwo odpuści, więc jak tylko ją puszcza, butelka wyślizguje mi się z rąk i spada na ziemie, wylewając się na starą, drewnianą podłogę.
- Zostaw to tam - mówię, sięgając po nią i sugerując coś kompletnie innego.
- Nie widzę żadnego problemu - łapie butelkę, zanim ja mogę to uczynić i wylewa więcej trunku na kanapę, po czym okrąża pokój, zostawiając za sobą wodnisty ślad rumu. - Ta rudera i tak zostanie zburzona, robię tylko nowym właścicielom przysługę.
Powoli odwracam się od Harry'ego i sięgam po swoją torebkę, by wyciągnąć telefon. Symbol baterii pojawia się na ekranie i informuje mnie, że zostało parę minut, zanim komórka kompletnie mi padnie. Wybieram jedyny numer, który mógłby mi pomóc w tej sytuacji.
Trzymam telefon w ręku, kiedy z powrotem odwracam się do Harry'ego. 
- Jeśli to zrobisz, policja przyjedzie do domu twojej matki. Zostaniesz aresztowany, Harry - mówię mu, mając nadzieję, że osoba na drugiej stronie linii jest w stanie mnie usłyszeć.
- Mam to w dupie - mamrocze i zaciska szczękę. - Dalej słyszę jej krzyk. Jej płacz brzmiał jak zranionego zwierzęcia. Czy wiesz jak to może zadziałać na małego chłopca? - serce mnie boli na myśl o Harrym, o tych jego dwóch wersjach; tego niewinnego chłopca, który został zmuszony do słuchania tego jak jego matka była krzywdzona i wykorzystywana; oraz tego złego, zranionego mężczyznę, który stoi naprzeciwko mnie i próbuje spalić swój dom przez nękające wspomnienia.
- Nie chcesz iść do więzienia, prawda? Gdzie wtedy bym poszła? Zostałabym na lodzie - mówię, w rzeczywistości nie przejmując się sobą, ale mając nadzieję, że to skłoni go do ponownego rozważenia jego działań.
Wpatruje się we mnie przez chwilę, moje słowa wydają się go dotknąć. 
- Zadzwoń teraz po taksówkę i idź na koniec alejki. Upewnię się, że nie ma ciebie w pobliżu, zanim cokolwiek poczynię - jego głos jest wyraźniejszy niż powinien być, ze wzgląd na ilość wypitego przez niego alkoholu.
- Nie mam jak zapłacić za taksówkę - mówię mu, wyciągając z torebki portfel i pokazując amerykańską walutę.
Zamyka oczy i uderza butelką o ścianę. Roztrzaskuje się, ale ja ledwie się wzdrygam, widziałam to i słyszałam zbyt wiele razy w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy, by być tym jakoś szczególnie wstrząśnięta.
- Weź mój portfel i idź stąd. Ja pierdolę! - wyciąga portfel z tylnej kieszeni dżinsów i rzuca mi na podłogę, tuż obok moich nóg. Pochylam się i chowam go do mojej torebki.
- Nie. Idziesz ze mną.
- Jesteś taka perfekcyjna, wiesz to, prawda? - robi krok w moją stronę, unosi dłoń i gładzi mnie po policzku. Drżę na ten dotyk i zauważam głęboką zmarszczkę na jego pięknej, aczkolwiek udręczonej twarzy. - Nie wiedziałaś tego? Że jesteś perfekcyjna? - powtarza, jego dłoń przy moim policzku jest gorąca, a kciuk zaczyna wędrować po mojej skórze. Czuję, jak usta mi drżą, ale zachowuję twardy wyraz twarzy.
- Nie. Nie jestem perfekcyjna, Harry. Nikt nie jest - cicho odpowiadam, moje oczy się w niego wpatrują.
- Jesteś dla mnie za perfekcyjna - serce mi się zaciska. Znowu do tego wracamy?
- Nie pozwolę na to, byś mnie odtrącił. Już wiem, co robisz, jesteś pijany i próbujesz nas poróżnić przez porównywanie naszych charakterów. Jestem tak samo popieprzona, jak i ty.
- Nie mów tak - ponownie marszy brwi. - Te słowa nie brzmią dobrze z tak pięknych ust - jego druga ręka przebiega wzdłuż mojej szczęki, po czym przesuwa się w stronę włosów. Za to kciuk pociera moją dolną wargę, a ja nie mogę nic na to poradzić, ale porównuję jego szorstkie, eksplodujące gniewem oraz bólem oczy z jego delikatnym dotykiem i głosem.
- Kocham cię i nigdzie się nie wybieram - mówię, modląc się, by przerwać jego pijackie zamglenie. Patrzę w jego oczy, szukając jakiś oznak mojego prawdziwego Harry'ego.
- Jeśli dwójka ludzi kocha siebie nawzajem, to nie może się to dobrze skończyć - miękko odpowiada.
Natychmiast rozpoznaje te słowa i odrywam od niego wzrok. - Nie cytuj mi tutaj Hemingway'a - naskakuję. Czy naprawdę myślał, że nie rozpoznam tych słów i nie dojdę do czego zmierza?
- Zresztą to prawda. Tutaj nie ma szczęśliwego zakończenia, bynajmniej nie dla mnie. Jestem za bardzo pojebany - zabiera ręce z mojej twarzy i odwraca się ode mnie.
- Nie, nie jesteś. Ty...
- Dlaczego to robisz? - mamrocze, jego ciało kołysze się na wszystkie strony. - Dlaczego zawsze starasz się znaleźć we mnie jakieś światełko? Obudź się, Tessa! We mnie nie ma żadnego światełka - krzyczy i uderza swoje obie ręce o klatkę piersiową. - Jestem nikim! Jestem popieprzonym, kawałkiem gówna z moich popieprzonych rodziców i mam popieprzone w głowie! Próbowałem cię ostrzec i odtrącić, zanim cię zniszczę... - jego głos się zniża i sięga do swojej kieszeni. Rozpoznaję taką samą fioletową zapalniczkę, jaką miała ta Judy z baru. Harry nie patrzy na mnie, kiedy roznieca płomień.
- Moi rodzice też są pomieszani! Mój ojciec jest na odwyku, na miłość boską! - krzyczę do niego w odpowiedzi.
Wiedziałam, że to się stanie i wyznanie Christiana zaprowadzi Harry'ego do tego złamanego punktu. Jedna osoba może znieść dużo, a Harry widocznie wyczerpał swój limit.
- To twoja ostatnia szansa ucieczki, zanim to miejsce spłonie na wiór - mówi, nawet na mnie nie patrząc.
- Spalisz ten dom wraz ze mną? - wyduszam. Płaczę, chociaż nawet nie wiem, kiedy zaczęłam.
- Nie - mówi. Jego buty przemierzające pokój są za głośnie, kręci mi się w głowie, boli mnie serce i obawiam się, że straciłam poczucie rzeczywistości. - Chodź - wyciąga do mnie rękę, prosząc bym położyła tam swoją.
- Daj mi tę zapalniczkę.
- Chodź tutaj - trzyma otwarte ramiona. Jestem już wykończona szlochem. - Proszę.
- Daj mi tę zapalniczkę i możemy stąd iść razem - próbuje z całych sił zignorować jego znajomy gest, bez względu na to, jak bardzo mnie to rani. Chcę znaleźć się w jego ramionach i zabrać go daleko stąd. Ale to nie jest powieść Austen z dobrym zakończeniem i dobrymi intencjami, to w najlepszym przypadku powieść Hemingway'a i widzę to wyraźnie w jego postępowaniu.
- Prawie udało ci się mnie przekonać, że mogę być normalny - mówi, zapalniczka dalej niebezpiecznie krąży w jego dłoniach.
- Nikt nie jest - płaczę. - Nikt nie jest normalny. Zresztą, nie chcę, żebyś był normalny. Kocham cię, kocham cię bardziej niż cokolwiek innego! - rozglądam się po salonie i wracam wzrokiem do Harry'ego.
- Nie możesz. Nikt, ani nic nie może, nawet moja rodzona mama.
Ulga rozprzestrzenia się po moim ciele, kiedy frontowe drzwi się otwierają i wchodzi przez nie Christian. Zatrzymuje się w połowie, kiedy ogarnia wzrokiem mały pokój, gdzie wszędzie porozlewany jest alkohol.
- Co do... - Christian zaczyna, jego oczy skupiają się na zapalniczce w dłoni Harry'ego. - W drodze usłyszałem jak zbliżają się tutaj syreny policyjne. Musicie stąd iść, teraz! - krzyczy.
- Jak ty... - Harry patrzy na przestrzeń pomiędzy mną a Christianem. - Zadzwoniłaś do niego?
- Jasne, że to zrobiła! A co miała innego zrobić? Pozwolić, by ten dom się spalił, a ty został aresztowany? - krzyczy Christian.
- Niech wasza dwójka stąd wypierdala! - wyrzuca do góry ręce w złości, trzymając dalej zapalniczkę.
- Tessa, idź na zewnątrz - Christian odwraca się do mnie.
- Nie zostawię go tutaj - dalej stroję na swoim miejscu. Czy to nie przypadkiem Christian żałował tego, że nas odseparował?
- Idź - mówi Harry, robiąc krok w moją stronę. Zahacza kciuk o włącznik i roznieca się płomień. - Weź ją na zewnątrz - syczy.
- Moje auto jest zaparkowane na alei po drugiej stronie ulicy, idź tam i czekaj na nas - instruuje mnie Christian. Kiedy patrzę na Harry'ego zauważam, że jego oczy skupione są przezroczystym ogniu. Znam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że zrobi to niezależnie od tego czy tu zostanę, czy nie. Jest zbyt nietrzeźwy i zdenerwowany, by zaprzestać swoim działaniom.
Zimny pęk kluczy zostaje umieszczony w mojej dłoni. - Nie pozwolę, by coś złego mu się stało - obiecuje. Po chwili wewnętrznej walki, owijam palce wokół kluczy i wychodzę z domu, bez odwracania się. Biegnę wzdłuż ulicy i mam nadzieję, że dzwoniące mi w uszach syreny policyjne obrały sobie inny cel.

Harry's POV:

- Śmiało! - Vance krzyczy, wymachując przed sobą rękoma. O czym on, do cholery, gada i co tutaj robi? Nienawidzę Tessy za to, że do niego zadzwoniła. Cofam to, nie mógłbym jej nienawidzić, ale mnie wkurzyła.
- Nikt ciebie tutaj nie chce - czuję, że moje usta są odrętwiałe, kiedy mówię do tego mężczyzny. Moje oczy płoną. Gdzie jest Tessa? Czy sobie poszła? Myślę, że tak, ale jestem zdezorientowany.
- Rozpal ogień - mówi do mnie.
- Czemu? Chcesz mnie spalić w tym domu? Wtedy wszystkie twoje problemy, by zniknęły - płomień zapalniczki zaczyna przypalać mi kciuk, ale kontynuuje zabawę z ogniem.
- Nie. Chcę, żebyś spalił ten dom. Może dzięki temu zaznasz spokój - myślałem, że będzie na mnie krzyczeć, ale ledwo co patrzę na oczy, nie mówiąc już o tym, czy dobrze słyszę. Czy on daje mi pozwolenia na spalenie tego domu? Kurwa, nie potrzebuję od niczyjego pozwolenia.
- Kim ty jesteś, by mi rozkazywać? Nie pytałem cię o zdanie - opuszczam płomień do oparcia kanapy i czekam. Nic się nie dzieje.
- To tak nie zadziała - mówi. A może to mój głos? Sięgam po stary magazyn, który leży na stosie kartonów i podpalam róg strony. Natychmiast się zapala. Patrzę jak ogień rozprzestrzenia się na papierze i rzucam ją na kanapę.
Jestem pod wrażeniem, jak szybko kanapa staje w ogniu i mogę przyrzec, że czuję jak moje wspomnienia spalają wraz z tym meblem.
Obok zapala się szlak rumu, tworząc linię. Moje oczy ledwo mogą nadążyć za płomieniami, które tańczą wokół podłogi, pękając i łamiąc, czyli czyniąc najbardziej komfortowy dźwięk.
- Jesteś usatysfakcjonowany? - Vance krzyczy ponad dźwiękami płomieni. Nie wiem czy jestem. Tessa by nie była, odczuwałaby smutek przez to, że zniszczyłem ten dom.
- Gdzie ona jest? - pytam go, rozglądając się po pokoju. Jeśli jest tutaj, albo coś jej się stało...
- Wyszła. Nie martw się, jest bezpieczna - zapewnia mnie. Cholernie go nienawidzę. To wszystko jego wina. Gdyby podniósł mnie z dołka, nie byłbym taką złą osobą. Nie zraniłbym tylu osób, a zwłaszcza Tessy. Nie chcę jej krzywdzić, ale zawsze to robię.
- Gdzie byłeś? - pytam go. Chciałbym, by te płomienie wzrosły. Są stanowczo za małe, by spaliły cały dom. Powinna być gdzieś jeszcze ukryta jedna butelka, ale nie myślę wystarczająco jasno, by pamiętać.
- Byłem w hotelu z Kimberly. Chodź, zanim przyjedzie straż pożarna, albo się skrzywdzisz.
- Nie, gdzie byłeś tamtej nocy - wyjaśniam. Pokój zaczyna mi się kręcić i zaczynam się dusić przez narastające ciepło.
- Nie było mnie tutaj! Byłem w Ameryce. Nigdy bym nie pozwolił, by coś takiego jej się wydarzyło. Musimy stąd iść! - krzyczy. Gdzie mielibyśmy iść? Chcę zobaczyć jak ten dom się pali.
- Ale i tak się wydarzyło - moje ciało staje się cięższe i cięższe. Zapewne powinienem usiąść, ale nie mogę przez obrazy odtwarzające się w mojej głowie. - Została zbita na krwawą miazgę. Każdy z nich pieprzył ją w kółko i kółko - serce boli mnie tak bardzo, że chciałbym sięgnąć wewnątrz siebie i wyłączyć to magicznym pstryczkiem. Wszystko było prostsze, zanim nie spotkałem Tessy. Wtedy nic nie mogło mnie zranić. Nawet to wspomnienie tak mnie nie bolało, nauczyłem się je nawet kontrolować, dopóki... ona nie sprawiła, że zacząłem to odczuwać w sposób, jaki nie chciałem, zaczęło mnie to strasznie boleć.
- Przepraszam! Tak mi przykro, że to się wydarzyło! Powinienem był ich zatrzymać! - płacze. Jak nawet śmie płakać, kiedy nawet tego nie widział, nie musiał tego widzieć za każdym razy, kiedy zamykał oczy.
Migające niebieskie światła wlewają się przez okno, przerywając moją zabawę w ognisko. Syreny policyjne są głośne. Jasna cholera, są strasznie głośne.
- Idź stąd! - krzyczy Vance. - Idź stąd, już! Wyjdź tylnymi drzwiami i idź do mojego samochodu. Szybko! - gorączkowo krzyczy. Jaki pieprzony dramat.
- Pierdol się - potykam się, pokój wiruje coraz szybciej, a syreny policyjne okalają moje uszy.
Zanim mogę go zatrzymać, łapie moje pijackie ciało i pcha je przez salon i kuchnię. Staram się odepchnąć, ale moje mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Zimne powietrze uderza mnie, czuję się oszołomiony i ląduję tyłkiem na betonie.
- Idź do alejki i wejdź do mojego auta - przypuszczam, że to mówi. Wspinam się na nogi po paru upadkach i próbuję otworzyć tylne drzwi, ale je zamknął. Słyszę wiele głosów, które krzyczą i coś brzęczącego. Co to jest, do kurwy nędzy?
Wyciągam mój telefon z kieszeni i widzę jak imię Tessy miga na ekranie. Mogę znaleźć jego samochód i spotkać się z nią twarzą w twarz albo pójść do środka i zostać aresztowanym. Patrzę na jej rozmazaną twarz na ekranie i decyzja staje się dla mnie jasna.
Nie mogę nawet zrobić kilku kroków w prostej linii, więc jakbym mógł pokonać dystans całej ulicy bez zwrócenia na siebie uwagi glin? Parę razy przesuwam i powielam ekran, ale w końcu udaje mi się wybrać numer Tessy.
- Harry! Wszystko w porządku? - płacze do słuchawki.
- Przyjedź po mnie, jestem na końcu ulicy, koło cmentarza - unoszę zatrzask bramy sąsiada i kończę połączenie. Przynajmniej nie musiałem przechodzić przez podwórko Robina. To byłoby niezręczne. Czy poślubił dzisiaj moją mamę? Dla jego dobra, mam nadzieję, że nie.
'Nie powinieneś chcieć, by była wiecznie samotna. Wiem, że ją kochasz, jest dalej twoją matką.' - głos Tessy rozbrzmiewa mi w głowie. Świetnie, teraz słyszę głosy.
'Nie jestem perfekcyjna. Nikt nie jest' - jej słodki głos przypomina mi o tych słowach. Jest w wielkim błędzie oraz naiwna i perfekcyjna.
Jakoś udaje mi się dojść na róg ulicy mojej mamy. Za mną znajduje się ciemny cmentarz, jedyne światło pochodzi z migoczących niebieskich lampek w oddali. Chwilę później podjeżdża czarne auto i Tessa zatrzymuje się naprzeciwko mnie.
Wsiadam do samochodu bez słowa, a ona nacisnka pedał gazu. 
- Gdzie powinnam pojechać? - jej głos jest zachrypnięty i próbuje przestać szlochać, ale wychodzi jej to mizernie.
- Nie wiem. Nie mamy zbyt wiele miejsc do wyboru - moje oczy stają się ciężkie. - Zaparkuj gdzieś, jest już późno... i  nic nie jest otwarte - zamykam oczy i mój umysł odlatuje.

***

Dźwięk syren policyjnych wytrąca mnie ze snu. Podskakuję na ten głośny dźwięk i uderzam głową w dach samochodu. Samochód? Czemu jestem, do kurwy nędzy, w samochodzie? Rozglądam się i zauważam Tessę na siedzeniu pasażera, ma zamknięte oczy, a nogi podkulone pod swoje ciało. Od razu przypomniała mi śpiącego kotka. Głowa strasznie mi pulsuje. Musiałem za dużo wypić poprzedniego wieczoru.
Już ranek, słońce jest ukryte za chmurami, zostawiając niebo szare i ponure. Zegar na desce rozdzielczej informuje mnie, że jest za dziesięć siódma. Nie rozpoznaję parkingu, na którym się znajdujemy, ale w pierwszej kolejności muszę sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazłem.
Nie ma nigdzie w pobliżu wozów policyjnych, ani syren... musiałem słyszeć je przez sen. Głowa mi pulsuje i kiedy podwijam koszulkę, by wytrzeć twarz, do moich nozdrzy dostaje się zapach spalin.
Płomienie na kanapie i płacz Tessy plączą mi się przez umysł. Ciężko jest mi to wszystko poukładać, wciąż jestem w połowie pijany.
Tessa budzi się koło mnie, jej oczy drżą przed otwarciem. Nie mam pojęcia, co zobaczyła poprzedniej nocy; nie wiem, co powiedziałem, ani co zrobiłem, ale przez sposób, w jaki na mnie patrzy, żałuję, że nie spłonąłem wraz z tym domem.
- Tessa, ja... - nie wiem, co mam jej powiedzieć, moje głowa nie pracuje, tak samo jak i buzia. Rozjaśnione włosy Judy i Christian wypychający mnie przez tylne drzwi domu mojej mamy wypełnia luki w moich wspomnieniach.
- Wszystko w porządku? - pyta mnie, jej głos jest szorstki i miękki w tym samym czasie. Można powiedzieć, że prawie straciła głos.
Pyta mnie, czy u mnie wszystko w porządku?
- Yyy, tak, a u ciebie? - śledzę jej twarz, zdezorientowany jej pytaniem. Mogę nie pamiętać większej części wczorajszej nocy... kurde, dnia i nocy, ale wiem, że powinna być wkurzona.
Powoli przytakuje, przyglądając się mojej twarzy tak sama jak ja jej.
- Próbuję sobie przypomnieć... - mówię jej. - Gliny przyszły - przesiewam wśród wspomnieniach, które przychodzą mi do głowy. - Dom się palił... gdzie jesteśmy? - wyglądam przez okno, próbując rozpoznać otoczenie.
- Jesteśmy... szczerze? To nie jestem pewna, gdzie jesteśmy - kaszle i patrzy przez przednią szybę auta. Musiała dużo krzyczeć albo płakać. Albo te obie rzeczy, ponieważ ledwo co mówi.
- Nie wiedziałam, gdzie pojechać, a ty zasnąłeś, więc po prostu jechałam przed siebie, ale byłam zmęczona. W końcu zjechałam z drogi - jej oczy są przekrwawione i spuchnięte, pod nimi jest rozmazany makijaż, a usta ma suche i popękane. Jest ledwo rozpoznawalna, dalej piękna, ale to ja doprowadziłem ją do tego stanu.
Patrząc na nią teraz, widzę ten brak ciepła na policzkach, straconą nadzieję w oczach, brak uśmiechu na ustach. Wziąłem dziewczynę, która żyła dla innych i znajdywała we wszystkim dobro, nawet we mnie i zmieniłem ją w załamaną dziewczynę, która patrzy na mnie z żalem w oczach.
- Chyba puszczę pawia - duszę się i otwieram drzwi pasażera. Całe whiskey, cały rum i wszystkie moje błędy spływają na beton. Wielokrotnie wymiotuję, zanim nie zostaje nic oprócz poczucia winy.


• jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz •

47 komentarzy:

  1. Dzięki za takie szybkie dodanie ;* Uwielbiam takie długie rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój Boże!
    Ja chcę już następny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko jest takie pokręcone...

    OdpowiedzUsuń
  4. O boże to się nie skończy dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko boska... czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dramatycznie w tym rozdziale, chciało mi się płakać.
    Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój boże!!! Nawet nie wiem, ja.. to.. on.. ona.. oni.. znaczy :o Kocham <333 Rozdział wspaniały, tyle emocji! Biedny Harry :( Biedna Tessa :( I co się stało z Christian'em?? Dziękuje za to wspaniałe tłumaczenie :* Błagam szybko next :D Nie mogę się doczekać :3

    OdpowiedzUsuń
  8. cudowny rozdział, wyjątkowy

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale się dzieje :3 czekam na kolejny :) jesteś kochana że to nam tłumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany co tutaj się dzieje :/ Pijany Harry to mój ulubiony Harry :) czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  12. Biore sie za czytanie

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękny rozdział..strasznie jestem ciekawa jak to wszystko się dalej rozwinie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Pierwsza ❤️

    OdpowiedzUsuń
  15. O mój boże, Christian wzial na siebie wine :o

    OdpowiedzUsuń
  16. Następny świetny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  17. OMG! Boski!! 😊

    OdpowiedzUsuń
  18. Omg ! Mam nadzieję że szybko pojawi się następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  19. O nie 😭
    Harry coś ty zrobił?!
    To nie może się dobrze skończyć ;c

    OdpowiedzUsuń
  20. Łał . Dasz nexta !!! Plisssssss . I ten Hazz i ta Tessa . Są dla siebie stworzeni .

    OdpowiedzUsuń
  21. teraz Vance bedzie miał kłopoty
    co oni teraz zrobią? :(

    OdpowiedzUsuń
  22. Super dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja pierdole o by sie to wszystko jakoś ułożyło
    Świetny x

    OdpowiedzUsuń
  24. O nie... To wszystko się im tak pokręciło...

    OdpowiedzUsuń
  25. Jak zwykle boskie. *_* Ale szkoda mi Tessy, ciągle musi znosić wybryki Harry'ego aż w końcu nie wytrzyma.

    OdpowiedzUsuń
  26. Kocham Hessę, ale ja na miejscu Tessy nie wybaczyłabym mu tego. Niezależnie od wszystkiego, nawet od tego, że nie chciał spalić domu z nią, bo ona nie mogła mieć tej pewności. Poza tym pragnął sam spłonąć razem z domem. Skąd miałabym pewność, że jeszcze kiedyś nie odwali takiej szopki? To by potem za dużo kosztowało moje serce, dlatego już teraz musiałabym to zakończyć i nie zdziwię się, jeśli tutaj znów pojawi się jakieś rozstanie (aczkolwiek jak zwykle na pewno nie na zawsze).

    OdpowiedzUsuń
  27. Jemu boskie. *_* Nie lubię pijanego Harry'ego. Jest w tedy okropny dla Tessy. *_* Dodaj następcy ale szybko, plisssss.? ;*

    OdpowiedzUsuń
  28. Jezu tutaj tyle się dzialo że bshuavvssjsjhsbsb kocham

    OdpowiedzUsuń
  29. jejciu już było tak dobrze, a teraz wydaje mi sie ze znowu będzie między m tak jakoś.. nijak oby sie ułożyło // Daria

    OdpowiedzUsuń
  30. Chyba jeden z najlepszych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń
  31. Ten fanfic i książka mnie wykończą .

    OdpowiedzUsuń
  32. Ale szybko nowy rozdział! Cudny! Płaczę i nie mogę przestać. Genialne tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  33. Taki genialny rozdział!!;**
    @blanka1499

    OdpowiedzUsuń
  34. Super idę czytać dalej :)
    Zycze weny i do nastepnego :* <3

    OdpowiedzUsuń
  35. Najlepsze, tyle emocji. Myślałam, że może Tessa jakoś go powstrzyma..

    OdpowiedzUsuń
  36. O cholerę! Nie wierze, że to się dzieje naprawdę! ;o

    OdpowiedzUsuń
  37. Ehhh Harry..... Ale z Ciebie biedaczek :(

    OdpowiedzUsuń
  38. Świetny rozdział dzięki :)

    OdpowiedzUsuń
  39. on wszystko niszczy

    OdpowiedzUsuń