Soundtrack do rozdziału:
• A Great Big World ft. Christina Aguilera - Say Something
• Taylor Swift - Red
• Kodaline - All I Want
Tessa’s POV:
Anglia? Dlaczego Harry miałby
lecieć do Anglii? Przeprowadza się tam po ukończeniu szkoły? Ponownie odczytuję
jej wiadomość.
'Wiedziałaś, że twój kochaś jedzie
do Londynu w weekend?'
Następny weekend!
Opieram czoło o kierownicę mojego samochodu
i zamykam oczy. Myślałam, że Harry i ja wreszcie uczyliśmy się ze sobą
komunikować, dlaczego miałby mi nie powiedzieć, że w tak niedługim czasie
wybiera się do Anglii?
Mój pierwszy instynkt każe mi
zadzwonić do niego i spytać czemu ukrywa przede mną podróż. Powstrzymuję się
przed tym, ponieważ to dla mnie idealna okazja, by nie dojść do konkluzji przed
porozmawianiem z nim. Jest szansa, mała, że Kimberly ma błędne informacje, a
Harry nie jedzie w następny weekend do Anglii. Moja klatka piersiowa się kurczy
na myśl o tym, że on wciąż chce się tam przeprowadzić.
Wciąż próbuję przekonać się, że ja
jestem wystarczającym powodem, by zatrzymać go tutaj.
Harry’s POV:
Wydaje się jakby minęły wieki
odkąd wjechałem na ten parking. Jeździłem w kółko przez ostatnią godzinę,
przechodząc przez możliwe wyniki przyjeżdżania tutaj. Po sporządzeniu w myślach
listy wszystkich za i przeciw, czegoś, czego ja nigdy, przenigdy nie robię,
wyłączam samochód i wychodzę na zimne, wieczorne powietrze.
Omiatam wzrokiem budynek i
znajduję zaparkowaną dokładnie przed nim jego furgonetkę. Przypuszczam, że jest
w domu, jeśli nie, właśnie zmarnowałem całe moje popołudnie i będę nawet
bardziej zirytowany, niż jestem teraz. Brązowy budynek jest usytuowany tuż przy
ulicy. Rdzawa klatka schodowa prowadzi na drugie piętro, gdzie znajduje się
jego mieszkanie. Z każdym stopniem coraz bardziej zastanawiam się nad tym, czemu
ja tu w ogóle jestem.
Kiedy tylko docieram do mieszkania
oznaczonego literą C, w mojej tylnej kieszeni wibruje telefon. To albo Tessa,
albo moja mama. W tej chwili nie chciałbym rozmawiać żadną z nich. Jeśli
porozmawiam teraz z Tessą, zostanę wytrącony z mojego planu, a moja mama tylko
mnie wkurzy ze swoimi naleganiami, żebym przyjechał do Anglii na jej ślub.
Ignorując wibrowanie mojego
telefonu, pukam do drzwi. Po kilku sekundach on otwiera, mając na sobie tylko
ściągane na sznurek spodnie. Jego stopy są gołe, na jego brzuchu ukazany jest
wymyślny tatuaż. Nie widziałem go wcześniej. Musiał go zrobić po tym, jak
próbował się miziać z moją pierdoloną dziewczyną.
Zayn mnie nie wita. Zamiast tego,
stoi w progu z oczywistym zszokowanym i
podejrzliwym spojrzeniem na twarzy.
- Musimy porozmawiać – mówię
wreszcie i przepycham się przez niego do mieszkania.
- Powinienem zadzwonić po gliny? –
pyta suchym tonem.
- To zależy od tego, czy będziesz
ze mną współpracował, czy nie – siadam na zużytej, skórzanej sofie Zayna i
spoglądam na niego.
Ciemne włosy pokrywają jego żuchwę
i oprawę ust. Wydaje się, jakby długie miesiące minęły odkąd widziałem go przed
domem mamy Tessy, a nie tylko półtorej tygodnia.
- Dobra, dawaj – wzdycha i opiera
się plecami o ścianę po przeciwnej stronie jego małego salonu.
- Wiesz, że chodzi o Tessę.
- Tyle się domyśliłem – marszczy
brwi i krzyżuje swoje wytatuowane ręce.
- Nie jedziesz do Seattle - unosi
grubą brew, po czym uśmiecha się.
- A przeciwnie, jadę. Już zrobiłem
plany.
On czyni to o wiele trudniejszym,
niż to musi być i zaczynam skopywać własny tyłek za myślenie, że to zakończyłoby się jakkolwiek inaczej,
niż z nim na noszach.
- To nie jest takie… - oddycham
głęboko, by trwać w spokoju i trzymać się zamierzeń. – Nie jedziesz do Seattle.
- Odwiedzam tam moich przyjaciół –
rzuca mi wyzwanie.
- Gówno prawda. Wiem dokładnie, co
tam robisz – odgryzam się.
- Będę z grupką przyjaciół w
Seattle, ale na wypadek, gdybyś się zastanawiał, to ona mnie zaprosiła, żebym
ją odwiedził – w momencie, gdy te słowa opuszczają jego usta, zrywam się z
miejsca.
- Nie naciskaj mnie, próbuję to
zrobić we właściwy sposób – grożę. – Nie masz powodu, by ją odwiedzać, ona jest
moja.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak
to brzmi? Mówienie, że jest twoja, jakby była twoją własnością?
- Ni chuja mnie to nie obchodzi,
jak to brzmi, to jest prawda – stawiam kolejny krok w jego stronę. Powietrze
między nami zmieniło się z napiętego na dosłownie nadające się do krojenia
nożem. Każdy z nas próbuje tu oznaczyć swoje terytorium i ja się nie wycofam.
- Więc dlaczego w takim razie nie
jesteś w Seattle? – naciska.
- Kończę szkołę po tym semestrze, oto
dlaczego – dlaczego w ogóle odpowiadam na jego pytania? Przyszedłem tutaj
porozmawiać, nie słuchać i angażować się w tę konwersację. Nie dopnę swego,
jeśli on będzie próbował obrócić to gówno przeciwko mnie. – To, że mnie tam nie
ma, jest niewłaściwe. Nie zobaczysz się z nią, gdy tam będziesz.
- To jest jej decyzja, nie
sądzisz?
- Jeśli bym tak myślał, nie byłoby
mnie tutaj, prawda? – zaciskam pięści przy bokach i odwracam wzrok od, by
zatrzymać go na stosik naukowych podręczników na jego stoliku do kawy. –
Dlaczego po prostu nie zostawisz jej w spokoju, czy to przez to, co zrobiłem…
- Nie – przerywa mi. – To nie ma z
tym nic wspólnego. Troszczę się o Tessę, zupełnie jak ty. Ale w odróżnieniu do
ciebie, ja traktuje ją tak, jak ona na to zasługuje.
- Nie wiesz nic o tym, jak ja ją
traktuję – syczę.
- Tak, ziom, właściwie to wiem.
Jak wiele razy ona przybiegała do mnie z płaczem przez coś, co ty zrobiłeś albo
powiedziałeś? Zbyt wiele. Jedyne, co robisz, to krzywdzisz ją. I ty to wiesz.
- Przede wszystkim, ty jej nawet w
ogóle nie znasz, a po drugie, nie sądzisz, że to trochę żałosne z twojej strony, by wciąż kłopotać się kimś,
kogo nigdy nie będziesz miał? Jak wiele razy będziemy odbywali tę rozmowę?
Ostrożnie mierzy mnie wzrokiem,
delektując się moim oczywistym rozgniewaniem.
- Nie – jego język wysuwa się,
oblizując usta. – To nie jest żałosne. W rzeczywistości, to jest genialne. Będę
czekał w tle na dzień, w którym ty znowu spieprzysz, co jest nieuniknione, a
kiedy to zrobisz, ja tam będę.
- Jesteś pieprzonym… - przechodzę
przez pokój, żeby utworzyć pomiędzy naszymi ciałami tak dużo przestrzeni, jak
to możliwe, zanim jego głowa wyląduje przebijając ścianę. – Więc kiedy to
będzie? Czy chcesz, żeby ona sama ci powiedziała, że nie chce cię w pobliżu?
Myślałem, że już to zrobiła, ale jesteś tu i…
- To ty jesteś w moim mieszkaniu.
- Cholera, Zayn! – krzyczę. –
Czemu nie możesz po prostu, do chuja, przestać? Wiesz, co ona dla mnie znaczy, a
zawsze próbujesz wejść nam w drogę. Znajdź sobie kogoś innego do pogrywania,
jest pełno dziwek w okolicy kampusu.
- Dziwek? – szydzi ze mnie.
- Wiesz, że nie miałem na myśli
Tessy – ryczę, zużywając wszystkie siły, by utrzymać pięści przy sobie.
- Gdyby ona znaczyła dla ciebie
tak wiele, nie zrobiłbyś połowy z tego gówna, które uczyniłeś. Czy ona wie, że
pieprzyłeś się z Molly podczas, gdy za nią latałeś?
- Tak, wie o tym. Powiedziałem
jej.
- I nie miała nic przeciwko? –
jego głos jest totalnym przeciwieństwem mojego. Jest taki pozbierany i
spokojny, a ja próbuję trzymać wodze mojego buzującego gniewu.
- Ona wie, że to nic dla mnie nie
znaczyło, i to było przed wszystkim. Nie przyszedłem tutaj, aby dyskutować o
moim związku.
- Więc dlaczego dokładnie
przyszedłeś? – jest takim zadowolonym siebie dupkiem.
- Żeby dać ci znać, że nie
zobaczysz się z nią w Seattle. Myślałem, że przedyskutujemy to w bardziej… -
szukam właściwego słowa – cywilizowany sposób.
- Cywilizowany? Przepraszam, ale
ciężko mi uwierzyć, że zjawiłeś się tutaj z dobrymi intencjami – kpi, wskazując
na swój nos, który ma niewielkie wybrzuszenie na mostku. Zamykam oczy i momentalnie
nawiedza mnie wizja jego nosa rozkwaszonego i krwawiącego, trzaskającego pod
metalową osłoną, kiedy rozwaliłem o nią jego głowę. Wspomnienie tego dźwięku
wzmacnia poziom mojej już i tak buzującej adrenaliny.
- To jest dla mnie cywilizowany! –
podnoszę głos. – Przyszedłem tu porozmawiać, nie walczyć. Jednakże, jeśli nie
będziesz trzymał się z dala od niej, nie będę miał żadnej innej opcji.
- Wtedy co? – pyta Zayn.
- Słucham?
- Co wtedy? Już byliśmy w tym
miejscu. Ile razy możesz mnie atakować, zanim zostaniesz aresztowany; i tym
razem wsadzę cię za kratki.
Słuszna uwaga. To wkurza mnie
nawet bardziej. Nienawidzę faktu, że dosłownie nie mogę zrobić, do cholery, nic
z tym, oprócz wprost go zamordować, co nie wchodzi w grę… przynajmniej nie w
tym momencie.
- Przyszedłem tutaj z myślą, że
moglibyśmy dojść do jakiegoś rodzaju porozumienia – wykładam na stół moją
ostatnią opcję. Tę, której nie chciałem używać, ale on nie daje mi tu zbyt
dużego wyboru.
- Jakiego rodzaju porozumienie?
Kolejny zakład? – przechyla głowę na bok w najbardziej zuchwały z możliwych
sposobów.
- Naprawdę mnie popychasz – cedzę przez
zęby. – Powiedz mi, co ci zaszkodzi oddalenie się od niej. Co mogę ci dać,
żebyś się odczepił? Nazwij to, a jest twoje.
Zayn patrzy się na mnie, szybko
mrugając, jak gdyby wyniosła mi druga głowa.
- Dobra, mów, teraz. Każdy facet
ma swoją cenę – sucho mruczę. Rozwściecza mnie to, że muszę negocjować z nim,
ale on ma rację, nie ma nic, co mogę zrobić, by zmusić go do odejścia.
- Pozwól mi się z nią znowu
zobaczyć – proponuje. – Będę w Seattle w czwartek.
- Nie. Absolutnie nie.
Czy on jest, kurwa, głupi?
- Nie pytam tu o twoje pozwolenie,
próbuję cię udobruchać.
- To się nie zdarzy. Wy dwoje nie
macie powodu do spędzania razem czasu, ona nie jest dla ciebie dostępna, ani
dla żadnego innego mężczyzny, i nigdy nie będzie.
- A więc mamy ciebie, biorącego
wszystko zaborczo – wywraca oczami i zastanawiam się, co powiedziałaby Tessa,
gdyby mogła ujrzeć tę stronę jego. Jedyną stronę, jaką ja kiedykolwiek znałem.
Gryzę się w język, gdy on gapi się
na sufit, jak gdyby rozmyślał nad kolejną ofertą. To jest taka pierdolona
bzdura, czysta i całkowita pierdolona bzdura. Moja głowa wiruje i szczerze
zaczynam się zastanawiać jak długo jeszcze mogę zachować chłód.
- Twój samochód – wreszcie mówi.
Szczęka mi opada na jego śmiałość
i nie mogę się powstrzymać od śmiechu.
- Nie ma, kurwa, mowy! – podchodzę
o dwa kroki do niego. – Nie oddaję ci mojego pieprzonego samochodu jako towar
wymienny za zostawienie jej w spokoju. Zlasowało ci twój pierdolony mózg? –
moje ręce fruną w niebo.
- Przepraszam więc, wygląda na to,
że nie możemy jednak dojść do porozumienia – jego oczy błyszczą za gęstymi
rzęsami, a on przeczesuje dłonią grube włosy pokrywające jego twarz.
Obrazki z mojego snu zalewają moją
głowę. On, wbijających się w nią, sprawiający, że dochodzi…
Trzęsę głową, by pozbyć się tych
wizji. Wygrzebuję z kieszeni kluczyki i rzucam je na stolik kawowy pomiędzy
nami.
- Jesteś poważny? – rozdziawia usta,
pochylając się, żeby chwycić kółeczko na klucze. Bada je, obracając w dłoniach
kilka razy, po czym patrzy ponownie na mnie. – Pierdzieliłem się z tobą! –
rzuca mi kluczyki, ale nie łapię ich na czas, spadają tuż koło czuba mojego
buta.
- Wycofam się, kurwa. Nie
oczekiwałem, że naprawdę dasz mi swoje kluczyki – śmieje się, drwiąc sobie ze
mnie.
- Nie dawałeś mi zbyt wielu opcji
do wyboru.
- Kiedyś byliśmy przyjaciółmi,
pamiętasz? – wspomina Zayn.
Siedzę w ciszy, ponieważ obaj
pamiętamy, jak to wszystko było, przed tym całym gównem, przed tym jak naprawdę
martwiłem się o cokolwiek, przed nią. Ciężko pamiętać te domniemane dni.
- Byłem zbyt wielkim pochlaj mordą,
żeby to pamiętać.
- Wiesz, że to nieprawda.
Przestałeś pić po…
- Nie przyszedłem tu żeby wybrać
się z tobą na spacer ścieżką wspomnień. Wycofasz się czy nie? – przeszkadzam
mu.
- Ta, pewnie.
- Mówię poważnie.
- Ja też.
- To znaczy absolutnie żadnego
kontaktu z nią. Zero – przypominam mu po raz kolejny.
- Ona będzie się zastanawiała
dlaczego. Pisałem z nią dzisiaj w dzień – informuje mnie. Decyduję się to
zignorować.
- Powiedz jej, że już nie chcesz
się z nią przyjaźnić.
- Nie chcę ranić jej uczuć – mówi.
- Nie martwię się o ranienie jej
uczuć, musisz to wyrazić jasno, że nie będziesz już więcej wokół niej latał –
chwilowy spokój, który czułem, ustał, mój nastrój znowu się temperuje.
Możliwość, że uczucia Tessy zostałyby zranione przez to, że Zayn nie chciałby
się z nią przyjaźnić doprowadza mnie do pierdolonego szału.
Podchodzę do drzwi, znając siebie
dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że nie wytrzymam kolejnych pięciu minut w tym
zatęchłym mieszkaniu. Jestem cholernie, bardzo mocno dumny z siebie za
przebywanie tak długo w pokoju z Zaynem po całym gównie, które zrobił, żeby
ingerować w mój związek.
Moje dłonie spoczywają na
zardzewiałej gałce u drzwi, a on mówi:
- Zrobię, co będę musiał w tej
chwili, ale to wciąż nie zmieni wyniku tego wszystkiego.
- Masz rację. Nie zmieni – zgadzam
się z nim, wiedząc, że miał na myśli dokładne przeciwieństwo tego, o czym myślę
ja.
Nim może powiedzieć choćby jedno
słowo, wychodzę z jego mieszkania i schodzę po schodach tak szybko, jak to
możliwe.
Kiedy wjeżdżam na podjazd mojego ojca, słońce zachodzi, a ja dalej
nie dodzwoniłem się do Tessy. Jej telefon bezpośrednio przekierowuje
mnie na pocztę głosową. Nawet dzwoniłem dwa razy do Christiana, ale nie
odpowiedział, ani nawet nie oddzwonił. Tessa będzie zła, że pojechałem
do apartamentu Zayna, czuje do niego coś, czego nigdy nie zrozumiem i
nie będę tolerować.
Ale mam nadzieję, że po dzisiejszej rozmowie, nie będę musiał się nim już dłużej przejmować.
Chyba, że ona będzie do niego lgnąć.
Nie,
muszę przestać w nią wątpić. Wiem, że Steph nakarmiła mnie tymi
wszystkimi bzdurami i to nasączyło każdą niepewną szparę w mojej
kamiennej fasadzie. Gdyby Zayn rzeczywiście pieprzył Tessę, użyłby to
dzisiaj przeciwko mnie jako perfekcyjną okazję, by rzucić mi tym w
twarz.
Wchodzę do domu mojego ojca bez pukania i szukam na dole
Karen albo Liama. Karen jest w kuchni, stoi nad kuchenką, z metalową
ubijaczką w ręce. Odwraca się i wita mnie ciepłym uśmiechem, ale z
wycieńczeniem w oczach. Znajome poczucie winy rozprzestrzenia się po
całym mojej ciele i przypominam sobie o potłuczonej porcelanie.
- Szukasz Liama? - pyta. Kładzie ubijaczkę na talerzu i wyciera ręce w swój fartuch, na którym są namalowane truskawki.
- Ja.. tak naprawdę nie wiem - przyznaję. Co ja tutaj robię?
Jak
żałosne jest teraz moje życie, że ze wszystkich możliwych miejsc, to w
tym domu znajduję największy komfort? Wiem, że to przez tutejsze
wspomnienia z Tessą.
- Jest na górze. Rozmawia przez telefon z Danielle - coś w tonie Karen mnie uderza.
-
Czy... - nie jestem dobry w interakcjach z ludźmi oprócz Tessy i
szczególnie źle sobie radzę z emocjami innych ludzi. - Czy ma zły dzień
lub coś w tym stylu? - pytam, brzmiąc jak ostatni kretyn.
- Myślę, że tak. Ma teraz trudny okres, nie rozmawiał ze mną o tym, ale wydaje się ostatnio zdenerwowany.
-
Taa - nie dostrzegłem różnicy w zachowaniu mojego przyrodniego brata.
Byłem zbyt zajęty zmuszaniem go do opieki nad Richardem, by coś
dostrzec.
- Kiedy znowu wyjeżdża do Nowego Jorku?
- Za trzy tygodnie - stara się ukryć ból w swoim głosie, ale wychodzi jej to strasznie.
- Aha - w minutę zacząłem się czuć jeszcze bardziej niekomfortowo - Cóż, ja już pójdę...
- Nie chcesz zostać na kolacji? - pyta z zachętą.
- Yyy, nie. Jest okej.
Przez
poranna rozmowę z moim ojcem, czas spędzony z Zaynem, a teraz przez
niekomfortową konwersację z Karen, jestem wykończony. Nie mogę
ryzykować, że będzie coś nie tak z Liamem. Nie będę w stanie poradzić
sobie z tym emocjonalnym gównem, nie dzisiaj. Teraz muszę wracać do
domu, do dochodzącego do siebie narkomana i pustego łóżka.
Tessa'a POV:
Kiedy
wracam z pracy, Kimberly czeka na mnie w kuchni. Dwie lampi wina, jedna
pełna, druga pusta, które stoją naprzeciwko, utwierdzają mnie w
przekonaniu, że wzięła moją ciszę jako potwierdzenie, że nic nie wiem na
temat wyjazdu Harry'ego do Anglii.
- Cześć laska - uśmiecha się do mnie sympatycznie, kiedy siadam obok niej przy ladzie.
- Hej.
-
Nie wiedziałaś, prawda? - jej fachowo zakręcone blond włosy, opadają
kaskadami na jej ramionach, a brokatowe kolczyki błyszczą w świetle.
-
Nie, nie powiedział mi - wzdycham i sięgam po pełny kieliszek wina.
Kimberly wybucha śmiechem i łapie butelkę, by wypełnić pustą lampkę,
która najwidoczniej była przeznaczona dla mnie.
- Christian
powiedział, że Harry nie dał jeszcze Anne jednoznacznej odpowiedzi. Nie
powinnam ci tego mówić, zanim się nie dowiem, ale miałam przeczucie, że
nie wspomni ci o ślubie.
Szybko przełykam białe wino, zanim jestem
w stanie je wypluć - Ślub? - pospiesznie biorę kolejnego drinka, zanim
będę musiała ponownie przemówić.
- Jego mama bierze ślub. Dzwoniła dzisiaj rano do Christiana, by nas zaprosić.
- Aha - szybko spoglądam w dół na czarny granit - To dla mnie nowość.
Matka
Harry'ego bierze ślub za dwa tygodnie, a on w ogóle mi o tym nie
wspomniał. Udawał głupka na jej nieustające telefony, wkurzając się na
nią bez powodu.
- Dlatego ciągle do niego dzwoniła! - olśniewa
mnie. - Co powinnam zrobić? Udawać, że nic nie wiem? Ostatnio przecież
dobrze się komunikowaliśmy... - urywam.
Wiem, że to minął tylko
tydzień, ale był to dla mnie niesamowity tydzień. Czuję, że w tym czasie
zrobiliśmy większy postęp niż przez siedem miesięcy naszej znajomości.
Zaczęliśmy rozwiązywać małe problemy, które kiedyś przeistaczały się w
wielkie konflikty, ale teraz czuję, że przenieśliśmy się do czasów,
kiedy wszystko przede mną ukrywał. Czy on nie wie, że i tak dowiem się
prawdy?
- Chcesz pojechać? - pyta.
- Nie mogłabym pojechać,
nawet jeśli zostałabym zaproszona - opieram rękę na policzku. Kimberly
pochyla się na swoim krześle, by chwycić krawędź mojego siedzenia i
odwrócić w swoją stronę.
- Pytałam się, czy chcesz pojechać - poprawia mnie.
- Byłoby niesamowicie, ale ja...
-
To powinnaś jechać. Zawsze mogę ciebie zabrać jako gościa. Jestem
pewna, że mama Harry'ego bardzo by chciała, żebyś przyjechała. Christian
mówił, że uwielbia cię - jej słowa mnie zachwycają, też uwielbiam Anne.
- Nie mogę jechać, nie mam nawet paszportu - I nigdy nie byłoby mnie stać na bilet samolotowy z takim krótkim wyprzedzeniem.
- Mogłabyś przyspieszyć jego wyrobienie.
-
Nie wiem... - motyle w brzuchu na wspomnienie Anglii, sprawiają, że
chcę przejść korytarz i poszukać w internecie jak wyrobić przyspieszony
paszport w ciągu dwóch tygodni, ale głęboka prawda o Harry, który ukrywa
przede mną ten ślub zmusza mnie do pozostania na miejscu.
Jestem
pewna, że ma powody, by mi o tym nie mówić. Jeśli ma taki zamiar to
pewnie nie chcę mnie wlec przez tak długa drogę do Anglii. Wiem, że jego
przeszłość wciąż go prześladuje i byłby łatwym celem dla swoich
wewnętrznych demonów na ulicach Londynu.
- Nie miej żadnych
wątpliwości. Anne byłaby zachwycona, gdybyś pojechała, a Pan Harry niech
zrobi krok w stronę zaangażowania - popija swoje wino, zostawiając
czerwony ślad po szmince na lampce.
- Harry nie działa w ten sposób. Im bardziej do czegoś zmierzam, tym mocniej on próbuje mnie od tego odciągnąć.
-
Cóż, więc... - podnosi swój czerwony obcas, by delikatnie stuknąć mój
czarny. - musisz zaprzeć się swoimi obcasami w gruncie pełnym błota i nie
pozwolić mu się więcej odciągać.
Wyłapuję słowa i zapisuję
sobie w głowie, by móc później je przeanalizować, kiedy nie będę pod jej
bacznym spojrzeniem - Harry nie lubi nawet ceremonii zaślubin.
- Wszyscy przecież lubią zaślubiny.
-
Nie Harry. Nienawidzi ich i całej koncepcji małżeństwa - mówię jej i
patrzę jak żartobliwie rozszerzają się jej oczy i ostrożnie odkłada
szklankę wina na blat.
- Cóż... więc... mam na myśli... - mruga. - Nie powinnam tego mówić, ale chyba muszę to powiedzieć - Kimberly wybucha śmiechem.
-
Taa, powiedz - nie mogę nic na to poradzić, ale dołączam się do
śmiechu. Jej śmiech jest zaraźliwy, niezależnie od mojego nastroju i za
to ją kocham.
Kimberly jest czasem zbyt wścibska i nie zawsze
czuję się komfortowo, kiedy rozmawia o Harrym, ale jej otwarta uczciwość
to rzecz, którą kocham w niej najbardziej. Mówi jak jest i bardzo łatwo
ją odczytać.
- Więc co? Będziecie się umawiać do końca życia?
-
Powiedziałabym to samo - nie mogę nic na to poradzić, ale chichoczę.
Może to przez kieliszek wina, albo przez fakt, że myśl o odmowie stałego
zaangażowania ze strony Harry'ego zagnieździła się w mojej głowie w
ostatnim tygodniu? Nie wiem, ale dobrze się czuję, kiedy śmieję się wraz
z Kim.
- A co z dziećmi? Nie masz nic przeciwko posiadania dzieci bez ślubu?
- Dzieci? - ponownie wybucham śmiechem. - On nie chce posiadać dzieci.
- Ooo, to jeszcze lepiej - wywraca oczami i chwyta szklankę, by dokończyć wino.
- Powiedział tak, ale mam nadzieję... - nie dokańczam mojego marzenia. Brzmię jak desperatka, kiedy wypowiadam to na głos.
-
Aaa, rozumiem - komentuje i jestem wdzięczna kiedy zmienia temat,
opowiadając o rudowłosej dziewczynie, która podkochuje się w Trevorze.
***
Kiedy
wchodzę do swojego pokoju, jest godzina dziewiąta. Celowo wyłączyłam
swoją komórkę, by móc spędzić parę godzin tylko z Kimberly. Powiedziałam
jej o planie Harry'ego, że przyjedzie w środę zamiast w piątek, na co
się śmiała, że przeczuwała, iż długo nie wytrzyma.
Moje włosy są
dalej mokre przez prysznic i poświęcam trochę czasu na wybraniu ubrań,
które założę jutro do pracy. Gram na zwłokę i wiem o tym. Wiem, że kiedy
włączę komórkę, będę musiała stawić czoło Harry'emu i konfrontacji z
nim na temat ślubu. W perfekcyjnym świecie, mogłabym spokojnie z nim o
tym porozmawiać, a on by mnie zaprosił, tłumacząc się, że próbował
przemyśleć w jak najlepszy sposób mi to przekazać. Ale to nie jest
perfekcyjny świat i w sekundę zaczęłam się bardziej niepokoić. Boli
mnie, że przez bzdury jakie naopowiadała mu Steph, Harry wrócił do
zatajania przede mną rzeczy. Nienawidzę jej. Kocham Harry'ego bardzo
mocno i chcę, by zobaczył, że ona i ktokolwiek inny tego nie zmieni.
Niepewnie,
wyjmuję telefon z torby i włączam zasilanie. Powinnam zadzwonić do
mojej matki i odpisać Zaynowi, ale muszę na początku zadzwonić do
Harry'ego. W powiadomieniach za górze ekranu zaczyna migać koperta,
przychodzą mi kolejne i kolejne wiadomości, wszystkie od Harry'ego.
Zanim jestem w stanie przeczytać którąkolwiek z nich, wybieram jego
numer.
- Tessa, co do cholery?! - odpowiada po pierwszym sygnale.
- Próbowałeś się do mnie dodzwonić? - nieśmiało pytam, starając się utrzymać jak najspokojniejszy nastrój.
-
Czy próbowałem? Żartujesz, prawda? Dzwoniłem do ciebie non stop przez
ostatnie trzy godziny. Dzwoniłem też do Christiana - prycha.
-
Przepraszam, spędzałam czas z Kim - zaczynam zbierać moje brudne ubranie
i umieszczam je w pralce, by móc je wyprać jeszcze przed snem.
- Gdzie?
- Tutaj, w domu.
-
Cóż, następnym razem, kiedy będziesz potrzebować... - wydaje
sfrustrowany jęk i jego głos mięknie. - ...może następnym razem mogłabyś
wysłać mi wiadomość czy coś, kiedy będziesz chciała wyłączyć telefon? -
prycha, po czym dodaje. - Wiesz, jak wtedy wariuję.
Doceniam jego
zmianę tonu i fakt, że powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś, co
planował. Wolałabym zresztą tego nie wiedzieć.
Mały szum w głowie,
która powstał w skutek wypicia wina w większości zniknął, a plany
wyjazdu Harry'ego do Anglii ciążą na mojej klatce piersiowej.
- Jak minął ci dzisiaj dzień? - pytam go, mając nadzieję, że jeśli dam mu możliwość wygadania się, to ją wykorzysta.
- Był... cóż, długi - wzdycha.
- Mój też - nie wiem co mam mu powiedzieć bez wygadania się i wypytywania się go - Zayn do mnie napisał.
- Tak? - głos Harry'ego jest spokojny, ale zawiera pewną nutę, która może mnie zastraszyć.
- Tak, tego popołudnia. Powiedział, że będzie w Seattle w ten czwartek.
- I co mu odpisałaś?
- Jeszcze nic.
- Dlaczego mi to mówisz? - pyta Harry.
- Ponieważ, chcę byśmy byli wobec siebie otwarci. Nigdy więcej sekretów i ukrywania rzeczy - podkreślam ostatnią część zdania, mając nadzieję, że to mu pomoże w wyjawieniu prawdy.
- Cóż... dziękuję, że mi powiedziałaś.
Serio?
- A jest coś, co chciałbyś mi powiedzieć? - pytam, wciąż mając małą nadzieję, że wspomni o ślubie Anne.
- Rozmawiałem dzisiaj z moim ojcem.
- Naprawdę? O czym? - dzięki Bogu, że nie zmienił tematu.
- O przeniesieniu się do Seattle.
- Naprawdę?! - wydobywa się ze mnie niezamierzony pisk, na co Harry śmieje się do słuchawki.
- Taa, ale twierdzi, że opóźni to mój dyplom, więc nie ma sensu, by przenosić się na ostatnią chwilę.
- Och - dąsam się. Waham się przez chwilę, po czym pytam: - Ale po zakończeniu się przeniesiesz?
- Taa, jasne.
- 'Taa, jasne'? Tylko tyle? Tak łatwo poszło? - uśmiecham się; ani słowa o weselu.
Szkoda, że go tu nie ma. Przyciągnęłabym go do siebie i pocałowała mocno.
- Po co odkładać rzecz nieuniknioną.
Smętnieję.
- Mówisz, jakbyś przyjmował wyrok.
Nie odzywa się.
- Harry?
- Nie patrzę tak na to. Jestem po prostu poirytowany tą całą sprawą. Tyle czasu zmarnowałem i to mnie wkurwia.
- Wiem - nadal mi się kręci w głowie od zgody Harry'ego na temat przeprowadzki do Seattle. Kłóciliśmy się o to miesiącami i w końcu się poddał bez żadnego szumu. - Więc godzisz się na Seattle? Jesteś pewien? - muszę zapytać po raz drugi.
- Taa - odpowiada. - Jestem gotowy, by zacząć gdzieś wszystko od początku, więc równie dobrze może to być i Seattle - obejmuję się ramieniem z podekscytowania.
- Czyli rezygnujesz z Anglii? - daję mu ostatnią szansę na wspomnienie o ślubie.
- Tak. Żadnej Anglii.
I tak już wygrałam 'Wielką Bitwę o Seattle', więc nie będę już dzisiaj na niego naciskać.
***
Następnego ranka, gdy budzi mnie budzik, jestem wyczerpana. Ledwo
spałam. Godzinami przewracałam się z boku na bok, będąc na skraju snu,
ale w niego nie zapadłam.
Nie wiem, czy to przez podekscytowanie
na temat przeprowadzki Harry'ego do Seattle, czy przez zbliżającą się
rozmowę na temat Anglii, którą przeprowadzimy. Tak czy inaczej, w ogóle
nie spałam i wyglądam okropnie. Nie łatwo jest mi ukryć cienie pod
oczami za pomocą korektora, a moje włosy wyglądają, jak jedno wielkie
gniazdo dla ptaków.
Zgadzam się na wspólną jazdę z Kimberly do biura, dzięki czemu zyskuję kilka minut i mogę nałożyć kolejną warstwę tuszu do rzęs,
kiedy ona lekkomyślnie jeździ z pasu na pas. Przypomina mi Harry'ego,
który nieustannie klnie na każdego kierowcę i trąbi bez powodu.
Harry nie wspomniał mi o tym, czy przyjeżdża dzisiaj do Seattle.
Podczas naszej wczorajszej rozmowy, kiedy się go o to
zapytałam, powiedział mi, że poinformuję mnie o tym rano. Dochodzi
dziewiąta, a ja nie otrzymałam od niego żadnej wiadomości. Nie mogę
oprzeć się wrażeniu, że stało się coś, z czym Harry nie może sobie
poradzić i co doda jeszcze więcej zamieszania. Wiem, że to wszystko wina
Steph i przez to wątpi w prawdziwość moich zapewnień. Znowu ukrywa
przede mną rzeczy i aż się boję konsekwencji jakie mogą z tego wyniknąć.
- Może powinnaś w ten weekend odwiedzić go w Pullman, zamiast on ciebie tutaj, w Seattle? - Kimberly przerywa moje myśli.
- To aż takie oczywiste? - pytam, podnosząc mój policzek z zimnego okna.
- Tak, bardzo oczywiste.
- Przepraszam, mam dzisiaj gorszy nastrój - wzdycham.
Powrót do Pullman to nie jest wcale zły pomysł. Strasznie tęsknie za Liamem i fajnie by było zobaczyć się z moim ojcem.
- Właśnie widzę - uśmiecha się. - Ale to nie jest coś, co kawa i trochę czerwonej szminki nie mogłoby naprawić.
-
Z chęcią wybrałabym się na kawę, a szminkę zachowaj dla siebie -
zgadzam się, a ona skina głową, po czym zawraca, by znaleźć jakąś
pobliską kawiarnię.
***
Kiedy
dochodzi pora lunchu, moja poranna mantra znika, ale dalej
nie otrzymałam żadnego znaku życia od Harry'ego. Pisałam do niego dwa
razy, ale powstrzymałam się przed zadzwonieniem. Trevor czeka na mnie
przy pustym stoliku w pokoju przerw z dwoma talerzami makaronu naprzeciw
niego.
- Przysłali mi podwójne zamówienie, więc postanowiłem
ciebie dzisiaj ocalić przed jedzeniem z mikrofalówki - uśmiecha i
podsuwa mi plastikowy talerz ze sztućcami.
Makaron smakuje
wybornie, tak samo jak i pachnie. Pyszny sos alfredo przypomina mi o
tym, że zrezygnowałam dzisiaj rano ze śniadania i rumienię się, kiedy
jęk rozkoszy wypływa z moich ust w czasie gdy próbuję pierwszy kęs.
-
Dobre, co nie? - Trevor promienieje, wycierając kąciki ust ze
śmietankowego sosu. Oblizuje palec, a ja sobie myślę jak dziwnie wygląda
ten gest, kiedy jest ubrany w garniturze.
- Mmm - ledwo co mogę mówić, bo jestem zajęta przeżuwaniem makaronu.
- Cieszę się... - stara się na mnie nie patrzeć i nerwowo poprawia się na fotelu.
- Wszystko w porządku? - pytam go.
-
Tak, cóż... chciałbym z tobą o czymś pogadać - zaczynam się
zastanawiać, czy ten podwójny posiłek nie został specjalnie zamówiony.
- Dobrze... - odpowiadam z nadzieją, że to nie będzie niezręczne.
- Może to być trochę niezręcznie...
Super.
- No dalej - zachęcam go z uśmiechem.
-
Dobra... - zatrzymuje się i przejeżdża kciukiem po spinka przy
mankietach - Carine zapytała mnie czy będę jej towarzyszyć na weselu
Crystal.
Korzystam z okazji, że mam pełny widelec makaronu, więc
nie muszę jeszcze nic mówić. Przytakuję, zachęcając go do kontynuowania.
Carine to musi być ta rudowłosa, o której wspominała Kimberly.
- A ja zastanawiałem się, czy istnieje jakiś powód, by jej odmówić.
Jestem
pewna, że moje dławienie się go przeraziło, ale szybko się opanowuję i
przełykam jedzenie, zanim przemawiam - Nie widzę żadnego powodu, byś
musiał jej odmówić.
- Mam na myśli... - doskonale wiem, co ma na
myśli i modlę się, by nie powiedział tego na głos. - Wiem, że
masz 'lepsze i gorsze' chwile z Harrym i również wiem, teraz są te
'gorsze', więc chce być pewien, zanim przyjmę jej propozycję, że mogę
jej poświęcić całą moją uwagę bez przeszkód.
- Jestem tą
przeszkodą? - pytam go cicho. Czuję się niekomfortowo, ale Trevor jest
taki słodki i jego policzki płoną czerwienią, więc mam nieodpartą chęć,
by go pocieszyć.
- Tak, byłaś nią od twojego przyjścia do Vance'a -
szybko wypowiada te słowa. - Nie mam złych intencji, ja tylko czekałem
na uboczu i chciałem wyjawić ci moje uczucia, zanim zacznę rozważać
bliższą relację z kimś innym.
Mój własny, przystojniejszy pan
Collins siedzi naprzeciwko mnie i czuję takie same zawstydzenie i
niezręczność, jakie Elizabeth Bennett czuła wobec niego.
- Trevor, przepraszam, ja...
-
Jest w porządku, naprawdę - szczerość w jego oczach jest wręcz
przytłaczająca. - Zrozumiałem. Chciałem to tylko potwierdzić po raz
ostatni. Sądzę, że te poprzednie razy nie były wystarczające - śmieje
się cicho i nerwowo, a ja dołączam do niego.
- Jest szczęściarą, że ma takiego towarzysza na ślub - mówię mu, próbując stłumić zawstydzenie, które teraz zapewne czuje.
-
Dziękuję - mówi, a ja biorę łyka wody. - Może Harry przestanie mnie już
nazywać 'pieprzonym Trevorem' - uśmiecha się. Unoszę rękę do ust, by
powstrzymać tryskającą z nich wodę.
- Nie wiedziałam, że wiesz o tym - mój przerażony śmiech wypełnia ten mały pokój.
- Tak, zauważyłem - oczy Trevora świecą humorem i jestem wdzięczna, że możemy się śmiać jak przyjaciele i bez zmieszania.
Moje momentalna rozkosz ulatnia się, kiedy uśmiech schodzi z twarzy Trevora i odwracam się, by podążyć za jego spojrzeniem.
-
Jak tutaj ładnie pachnie! - mówi jedna z kobiet. Czuję dosyć dużą
niechęć wobec tych plotkujących kobiet, ale nie mogę na to nic poradzić.
- Powinniśmy iść - szepcze Trevor, spoglądając na niższą kobietę.
Patrzę na niego zmieszana, ale staję na nogi i wrzucam pusty, styropianowy pojemnik do kosza.
-
Tesso, wyglądasz dzisiaj olśniewająco - brunetka komplementuje mnie.
Nie mogę odczytać jej wyrazu twarzy, ale jestem pewna, że ze mnie drwi.
Wyglądam dzisiaj wyjątkowo strasznie.
- Yyy, dziękuję.
- Jaki
ten świat jest mały, co nie? Harry dalej pracuje w Bolthouse? - moja
torebka zsuwa się z mojego ramienia, ale szybko łapię za skórzany pasek,
zanim upada na podłogę.
Ona zna Harry'ego?
- Tak, to prawda - prostuję plecy, starając się sprawiać wrażenie pewnej siebie na wspomnienie jego imienia.
- Pozdrów go ode mnie, okej? - podstępnie się uśmiecha, odwraca na pięcie i odchodzi ze swoim złym pomocnikiem.
-
Co to do cholery było? - pytam Trevora po sprawdzeniu, czy nikt się na
nas nie czai w korytarzu. - Wiedziałeś, że mają zamiar się do mnie
odezwać?
- Nie byłem pewny, ale spodziewałem się tego. Słyszałem jak rozmawiają o tobie.
- Co mówiły o mnie? Przecież nawet mnie nie znają.
-
To nie było dokładnie o tobie... - znowu czuje się niekomfortowo.
Trevor jest łatwiejszy do odczytanie niż ktokolwiek, kogo spotkałam.
- Rozmawiały o Harrym, co nie? - pytam, na co przytakuje, potwierdzając moje podejrzenie. - Co dokładnie powiedziały?
-
Ja... naprawdę nie chcę tego powtarzać. Powinnaś zapytać Harry'ego
- wkłada róg czerwonego krawatu do garnituru, a ja drżę na myśl, że
Harry mógł spać z tą kobietą, albo z nimi obiema.
Nie są o wiele
starsze ode, maja maksymalnie po dwadzieścia pięć lat i muszę przyznać,
że są pięknie. Chodź przesadzają z solarium, to i tak są atrakcyjne.
Droga
powrotna do mojego biura jest długa i strasznie mnie zżera zazdrość.
Jeśli nie zapytam Harry'ego o te kobiety, to chyba oszaleję. Decyduję,
że od razu po powrocie do biura do niego zadzwonię. Muszę wiedzieć, czy
przyjeżdża tutaj wieczorem i pozbyć się tych zielonych oczu potwora,
które czuję, że ciągle mi się przyglądają.
Nazwa 'Zayn' miga mi na telefonie, zanim jestem w stanie zadzwonić do Harry'ego.
Mogę równie dobrze zrobić to teraz.
- Cześć - brzmię zbyt podekscytowanie i sztucznie.
- Cześć Tessa, jak leci? - pyta. Czuję się, jakby minęło sporo czasu, odkąd słyszałam jego spokojny głos i o to tutaj chodzi.
- Jakoś,.. leci - kładę czoło na chłodnej powierzchni biurka.
- Brzmisz szorstko.
- Jest okej, po prostu dużo się wydarzyło.
- Cóż, dlatego właśnie do ciebie dzwonię. Wiem, że powiedziałem, że będę w mieście w czwartek, ale musiałem zmienić moje plany.
- Aha - ulga rozprzestrzenia się po moim ciele. - W porządku.
-
Aktualnie jestem w Seattle. Przyjechałem zeszłego wieczoru, miałem
długą podróż. Jestem tylko parę przecznic od twojej pracy. Nie chciałbym
cię zatrzymywać, ale może wybierzemy się na jakiś obiad, kiedy będziesz
wolna?
- Yyy - spoglądam na zegar. Jest kwadrans po drugiej,
a nie dostałam jeszcze żadnej odpowiedzi od Harry'ego. - Nie wiem czy to
jest dobry pomysł. Myślę, że wieczorem przyjedzie do mnie Harry.
Najpierw Trevor, teraz Zayn.
-
Jesteś pewna? Widziałem się z nim wczoraj... i było troszkę późno -
Harry i ja rozmawialiśmy przez telefon o jedenastej wieczorem. Czy on
gdzieś wyszedł, kiedy skończyliśmy? Czy spotkał się ze swoją dawną
paczką?
- Nie wiem - dramatycznie uderzam głową o biurko. Zbyt
delikatnie, żeby wyrządzić sobie szkody, ale wystarczająco by Zayn to
usłyszał po drugiej stronie linii.
- To tylko obiad, a potem
pozwolę ci wrócić do twoich planów - namawia mnie. - Fajnie będzie
zobaczyć znajomą twarz, prawda?
- Przyjechałam tutaj z kimś, więc przyjedziesz po mnie o piątej? - pytam, a on chętnie się zgadza.
• jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz •
(:
OdpowiedzUsuńniesamowite:) akcja sie rozkrecaaa niech tylko Zayn sie nie wtraca proszeXDD
OdpowiedzUsuń<3 <3 cudeńko
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Zayn miał odpuścić, a tu takie coś. A Harry powinien jej o tym ślubie powodzić, co mu szkodzi. Tessa byłaby zadowolona. Trzy razy czytałam całe opowiadanie. I jestem zadowolona. Kontynuując. Kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuń👍
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się nexta. Chciałabym się dowiedzieć czemu Harry nie dzwonił i nie pisał.. ♥
Wyczuwam kłopoty...
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńHarry niby się o nią stara ,a i tak wiele rzeczy przed nią ukrywa , nie powinien tego robić jeżeli chce ja na dobre odzyskać :/
Zayn mówil ze odpuści, chyba oklamal Harrego :/
I tak woli się spotkać z Tessa
Tessa powinna porozmawiać ze Stylesem o tym ślubie, nie powinna tego zostawiać na potem :/
Trevor jest słodki,ale już nie może liczyć na nic z Tessa,ale to dobrze , może znajdzie swoją rudowlosa pięknośc :)
Te kobiety z pracy Tess, sa dziwne , nie lubię ich i jeszcze miały do czynienia z Harrym, kurczę :/
Mam nadzieje ze Harry jeszcze wszystko naprawi :)
Życze powodzenia w tłumaczeniu i do następnego :*
(już się nie mogę doczekać xd mam nadzieje ze dodasz go w jak najbliższym czasie :* )
Kocham Cię <3
Niech piepszony zayn i pieprzony trevor odwali się od tessy -_- mam ich dość!!!
OdpowiedzUsuńWow co ten zayan planuje...
OdpowiedzUsuńJak zwykle boski 😀
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCudowny :)
OdpowiedzUsuńSuper :*
OdpowiedzUsuńOh błagam, dlaczego on nie może się od niej oddalić
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńPiękne, nie moge doczekać się następnego :D
OdpowiedzUsuńCudowne ♥ ale Harry kombinuje ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam <3
OdpowiedzUsuńCudo <3
OdpowiedzUsuńCudowne♥
OdpowiedzUsuńo nie o nie o nie co to będzie asdfghjkl
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać nowego ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny ;D
OdpowiedzUsuńUuu będzie się działo :)
OdpowiedzUsuńten Harry nigdy nie przestanie mnie zadziwiać:) cudnyy dzieki:)
OdpowiedzUsuńBoski, czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńCudny :D
OdpowiedzUsuńSuper.
OdpowiedzUsuńJPRDL! Chuj z tego Zayna......... :O
OdpowiedzUsuńCoraz ciekawiej. Cudny rozdział <3
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńZayn :O
OdpowiedzUsuńZayn to dupek.
OdpowiedzUsuńMam dosyc Zayna ...
OdpowiedzUsuńZayn co ty odpierdalasz @weronika7
OdpowiedzUsuńŚwietny :)
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że Zayn odpuścił
OdpowiedzUsuńCiekawe co się dzieje z harrym :)
OdpowiedzUsuńNie moge się już doczekać następnego :*
OdpowiedzUsuńCudownie! Ale dlaczego rozmawia z Zaynem i dlaczego on ją na obiad zaprasza? Ehh.. Ogólnie rozdział jest świetny i z niecierpliwością czekam na następny<3<3
OdpowiedzUsuńCzekam na spotkanie tess i Harrego, żeby wkoncu pogadali ;)
OdpowiedzUsuńWspaniały <3
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny! <3 oficjalnie uzaleznilam sie od aftera <3 <3 <3 kocham, czekam na nexta :) C.xx
OdpowiedzUsuńJebany Zayn -.-
OdpowiedzUsuńAha. Co za palant z tego Zayna. Ugh... Rozdział świetny i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńnie chce tego spotkania Tess i Zayna!!
OdpowiedzUsuńZayn to idiota.
OdpowiedzUsuńTessa jest głupia, bo nie wierzy Harry'emu.
A Harry jest głupi, ponieważ wszystko zataja :)))
Czekam na kolejne ^^ xx
Supeeer :D
OdpowiedzUsuńCholera Zayn! Co z tb?
OdpowiedzUsuńHarry czy ty sie kiedyś w końcu ogarniesz?
Świetny xx
Zdecydowanie to jeden z tych moich ulubionych rozdziałów. Dużo się dzieje, w ogóle ten rozdział jest zajebiście długi... I zaskoczyło mnie że Harry przez swoją zazdrość oddałby swój samochód ♥ i na deser Trevor który był słodki ♥ Omg!
OdpowiedzUsuńCzyżby Zayn nie dotrzymał słowa złożonego Harry'emu? Mam nadzieję, że Tessa nie wpakuje się w żadne bagno przez niego.
OdpowiedzUsuńJejku kocham Zayn'a ale Hazz i Tess to najlepsza para :'(
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział.
Znowu serce zaczyna bić szybciej ;-)
OdpowiedzUsuńi znowu będą jazdy..
OdpowiedzUsuńw końcu Zayn jezu djhsjsbxbsjjasb 🙌
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Mam nadzieje, ze szybko się pojawi :*
OdpowiedzUsuńOoo będzie się działo <3
OdpowiedzUsuńBoski :) :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam, czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńRozdział the best i czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńDodaj, dodaj, dodaj proszę następny szybko.
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam, super <3
OdpowiedzUsuńCiekawe co Zayn kombinuje, cudny :D
OdpowiedzUsuńCo ten zayn wyprawia do cholery..
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na naext, uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńNeXT :D
OdpowiedzUsuńHaha wiedziałam że Zayn się wpierdzieli xd jestem okropna, ale lubię go xdd
OdpowiedzUsuńJuż miałam łzy w oczach, gdy Harry oddawał kluczyki do samochodu
OdpowiedzUsuńBoze, Zayn jest tutaj takim skurwysynem... Mam nadzieje, ze Harry przyjedzie jak najszybciej i wszystko wyjasni Tessie. Pierdolca dostaje przez Zayna. x
OdpowiedzUsuńmama nadzieje ze Harryego z tymi kobieta nic poważnego nie łączyło, i że Zayn nic nie kombinuje, *-*/Daria
OdpowiedzUsuńJaka ona jest durna z tym Zaynem.
OdpowiedzUsuń@middleofmyworld
Woooah.. Jaki dlugaśny rozdział <3 Zayn kombinator jak zwykle. Troszkę szkoda mi Trevora. Wydawał mi się zawsze taki fajny.. Dzięki dziewczyny za rozdział!
OdpowiedzUsuńLohoho... Harry znowu miesza! A Zayn.. hmmm zobaczymy DZIEKUJE! ;***
OdpowiedzUsuńO nie Zayn, kiedy wkoncu przyjedzie Harry ;)
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny?? Nie moge się już doczekać :)
OdpowiedzUsuńDodaj dzisiaj proszę :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;)
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać, bo jestem ciekawa co Zayn knuje, dodaj szybko proszę <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam, kiedy następny? :)
OdpowiedzUsuńDodaj następny jutro proszę ;)
OdpowiedzUsuńTessa jest prymitywna, głupia i tak naiwna, że dupę urywa. W sumie -tępa laska.
OdpowiedzUsuńAle super, kiedy następny??
OdpowiedzUsuńKiedy next????? :D
OdpowiedzUsuńSuper:)
OdpowiedzUsuńDodaj jak najszybciej proszę <3
OdpowiedzUsuńCudowny, ale się skończyło :) :D
OdpowiedzUsuńDodaj jak najszybciej następny błagam ;)
OdpowiedzUsuńHahah Zayn prawie jak samobójca xd
OdpowiedzUsuńBoski, czekam na następny :) :*
OdpowiedzUsuńDodaj dzisiaj błagam <3
OdpowiedzUsuńFajny rozdział <3
OdpowiedzUsuń