Uwaga!
Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób pełnoletnich.
Czytając, robisz to na własną odpowiedzialność. Jeśli nie, możesz
spokojnie ominąć notkę.
Harry’s POV:
Soundtrack do rozdziału:
• A Fine Frenzy - Near to You
• The Fray - She Is
• The Fray - Never Say Never
Harry’s POV:
Zadzwoniłem czterdzieści dziewięć razy.
Czterdzieści dziewięć pieprzonych razy.
Czterdzieści dziewięć.
Wiecie, ile to sygnałów?
Cholernie dużo.
Zbyt dużo, aby to zliczyć, a ja nie mogę myśleć na tyle
czysto, by je policzyć, ale gdybym mógł, byłaby to ogromna ilość pieprzonych
sygnałów.
Jeśli dojadę tam w przeciągu następnych trzech minut,
planuję wyrwać drzwi frontowe z pierdolonych zawiasów i roztrzaskać telefon
Tessy, który prawdopodobnie nie wie, jak się odbiera, o ścianę.
Okej, może nie powinienem roztrzaskiwać jej telefonu o
ścianę. Może przypadkowo nadepnę na niego kilka razy, nim ekran rozbije się pod
moim ciężarem.
Może.
Ona dostanie za to jebany ochrzan, to jest w chuj pewne. Nie
rozmawiałem z nią od dwóch godzin, a ona nie ma pieprzonego pojęcia, jak
torturujące było ubiegłe pięć. Pędziłem tam, znacznie przekraczając limit
prędkości, aby dotrzeć tak szybko, jak się da.
Jest trzecia nad cholernym ranem, a zarówno Tessa, jak i
Vance z Kimberly, wszyscy są na mojej liście do złojenia. Może powinienem
roztrzaskać wszystkie trzy telefony, skoro oni ewidentnie zapomnieli, jak się
te cholerstwa odbiera.
Dojeżdżając do bramy, wszczynam panikę, nawet większą niż
przez ostatnie pięć godzin. Co jeśli postanowili zamknąć swoją zabezpieczoną
bramę? Co jeśli zmienili kod?
Czy ja w ogóle pamiętam ten rąbany kod? Oczywiście, że nie.
Czy oni odbiorą, jeśli zadzwonię z pytaniem o kod? Oczywiście, że nie.
Co, jeśli oni nie odbierają, bo coś stało się Tessie i
zabrali ją do szpitala, nie jest z nią w porządku, a oni nie mają zasięgu i…
Kiedy docieram do podjazdu, brama jest otwarta, co też nieco
mnie wkurza. Dlaczego Tessa nie włączyła alarmu, kiedy jest tutaj sama? Kiedy
podjeżdżam pod dom, widzę, że jej samochód jest jedynym zaparkowanym przed
wielką rezydencją.
Dobrze wiedzieć, że Vance jest tutaj, kiedy go potrzebuję…
Jakim pieprzonym przyjacielem jest.
Ojcem, nie przyjacielem. Kurwa.
Kiedy wychodzę z samochodu i podążam w stronę drzwi, mój
gniew i niepokój rosną. To, jak ona ze mną rozmawiała, to, jak brzmiała… tak
jakby nie miała pod kontrolą swoich własnych czynów.
Drzwi nie są zamknięte, oczywiście, więc przechodzę przez
salon i dalej, korytarzem. Dłonie mi drżą, gdy otwieram drzwi do jej sypialni,
a moja klatka piersiowa zaciska się, gdy znajduję jej łóżko puste. Nie jest
jedynie puste, jest nietknięte, idealnie pościelone, a rogi są ułożone w taki
sposób, który tylko ona to robi, i jest to niemożliwe do podrobienia. Próbowałem,
ale nie da się pościelić łóżka tak, jak Tessa to robi.
- Tessa! – wołam jej imię, wchodząc do łazienki po drugiej
stronie korytarza. Włączając światło, mam zamknięte oczy. Nic.
Mój oddech zostaje uwolniony jako ciężkie dyszenie i przemieszczam
się do kolejnego pokoju. Gdzie ona, do cholery, jest?
- Tess! – krzyczę znowu, tym razem głośniej.
Po przeszukaniu prawie całej jebanej willi, ledwo mogę
oddychać. Gdzie ona jest? Jedynymi pokojami, które zostały, są sypialnia Vance’a
i zamknięty pokój na górze. Nie jestem pewny, czy chcę otwierać te drzwi.
Sprawdzę patio i ogród, a jeśli tam jej nie ma, nie mam
zielonego pojęcia, co zrobię.
- Thereso! Gdzie ty, kurwa, jesteś? To nie jest śmieszne,
przysięgam… - przestaję wrzeszczeć, kiedy zauważam zwiniętą kuleczkę na miękkim
fotelu. Jej kolana są przyciśnięte do brzucha, a ramiona oplatają klatkę
piersiową, jak gdyby zasnęła, próbując się pozbierać do kupy.
Cały mój gniew gdzieś się rozpływa, kiedy klękam obok niej.
Sczesuję jej blond włosy z twarzy i pilnuję się, żeby nie wpaść w pieprzoną
histerię teraz, kiedy wiem, że wszystko z nią w porządku. Kurwa, tak się o nią
martwiłem.
Z galopującym pulsem, pochylam się do niej i przesuwam
kciukiem po jej dolnej wardze. Nie wiem, dlaczego właściwie to zrobiłem, to tak
jakby po prostu się stało, ale z cholerną pewnością nie żałuję tego, kiedy jej
oczy otwierają się z trzepotem, a ona pojękuje.
- Dlaczego jesteś na zewnątrz? – pytam głosem donośnym i
napiętym.
Ona wzdryga się, zdecydowanie zrażona głośnością moich słów.
'Dlaczego nie jesteś w
środku? Martwiłem się do ciebie do cholernego porzygu, przechodząc przez każdy
możliwy scenariusz w mojej głowie w ciągu ostatnich pięciu godzin' - chcę
powiedzieć.
- Dzięki Bogu, spałaś – wypływa z moich ust zamiast tego. –
Dzwoniłem do ciebie. Martwiłem się o ciebie.
- Harry? – dziewczyna siada, podtrzymując swoją szyję, jak
gdyby jej głowa mogła odpaść.
- Tak, Harry – klaruję. Ona mruży oczy w ciemności i pociera
swoją szyję. Kiedy porusza się, aby stanąć, pusta butelka po winie spada na
betonowy taras i łamie się wpół.
- Przepraszam – mówi, schylając się i próbując pozbierać
zbite szkło. Delikatnie odpycham jej dłoń i oplatam ją palcami.
-Nie dotykaj tego. Później to pozbieram. Wejdźmy do środka.
- Jak się tu dostałeś? – pyta Tessa, a ja pomagam jej się
podnieść. Jej słowa są niezwykle bełkotliwe, a ja nawet nie chcę wiedzieć jak
dużo wina wypiła po tym, jak na linii telefonicznej zapanowała cisza. Widziałem
przynajmniej cztery puste butelki w kuchni.
- Przyjechałem samochodem, jak inaczej?
- Całą drogę tutaj? Która jest godzina? – moje oczy obejmują
jej ciało, które okryte jest jedynie koszulką. Moją koszulką. Ona zauważa moje
spojrzenie i zaczyna pociągać za końce koszulki, aby zakryć swoje gołe uda.
- Noszę ją tylko dlatego… – milknie, jąkając się – założyłam
ją tylko teraz, tylko raz – oznajmia, będąc blisko totalnego bezsensu.
- W porządku. Chcę, żebyś ją nosiła. Wejdźmy do środka.
- Podoba mi się tutaj – mówi cicho, patrząc w ciemność.
- Jest za zimno. Wchodzimy do środka – sięgam po jej dłoń,
ale ona się odsuwa. – Jeśli chcesz tutaj siedzieć, dobrze, ale ja siedzę z tobą
– przekierowuję swój warunek.
Ona kiwa głową i opiera się o poręcz. Jej kolana drżą, a
twarz jest pozbawiona kolorów.
- Co się dziś stało? –pytam.
Ona nic nie mówi, wciąż patrząc w dal.
- Nigdy nie czujesz się jakby twoje życie zmieniło się w
jeden wielki żart? – odkręca się do mnie.
- Codziennie – wzdycham, niepewny, gdzie, do cholery, ta
rozmowa zmierza, ale nienawidząc smutku za jej oczami. Nawet w ciemności,
smutek powoli płonie, głęboko i niebiesko, nawiedzając te jasne oczy, które tak
bardzo kocham.
- Cóż, ja też.
- Nie, ty jesteś tutaj tą pozytywną. Tą szczęśliwą. Ja
jestem cynicznym dupkiem, nie ty.
- Wyczerpujące jest bycie szczęśliwym, wiesz?
- Niekoniecznie – przyznaję i przysuwam się o krok bliżej do
niej. – Nie do końca jestem szlagierowym przykładem dzieciaka ze słońcem i
szczęściem, na wypadek, gdybyś nie zauważyła – próbuję rozjaśnić nastrój i
zostaję uraczony w połowie upitym, w połowie rozbawionym uśmiechem.
Żałuję, że ona nie może po prostu mi powiedzieć, co ostatnio
się z nią dzieje. Nie wiem ile mogę dla niej zrobić, ale to moja wina, to
wszystko moja wina. Nieszczęście wewnątrz niej jest ciężarem na moje barki,
nie na jej.
Ona unosi rękę, aby ułożyć ją na drewnianej desce przed
sobą, ale nie trafia i potyka się, prawie rozkwaszając twarz o parasol
przymocowany do stołu na tarasie.
- Moglibyśmy teraz wejść do środka? Musisz przespać całe
wino, które wypiłaś – obejmuję ręką jej łokieć, aby podtrzymać ją, a ona
zaczyna się na mnie opierać.
- Nie pamiętam, jak zasnęłam.
- Prawdopodobnie dlatego, że piłaś, aż odleciałaś – wskazuję
na rozbitą butelkę po winie kilka metrów
od nas.
- Nie próbuj mnie strofować – prycha i odsuwa się ode mnie,
gdy ja do niej dołączam.
- Nie próbuję – moja dłoń unosi się w geście niewinności i
chcę krzyczeć z powodu ironiczności tej całej pieprzonej sytuacji.
- Przepraszam –wzdycha. – Nie mogę myśleć.
Obserwuję, jak zniża się na podłogę i ponownie przywiera
kolanami do piersi.
- Mogę z tobą o czymś porozmawiać? – unosi głowę, aby na
mnie spojrzeć.
- Oczywiście.
- I będziesz kompletnie szczery?
- Postaram się.
Wydaje się, że ta odpowiedź jej pasuje, więc siadam na
brzeżku krzesła, które znajduje się najbliżej jej miejsca na podłodze. Trochę
boję się, o czym ona chce porozmawiać, ale muszę wiedzieć, co się z nią dzieje,
więc czekam z zamkniętymi ustami aż zacznie mówić.
- Czasami czuję się, jakby wszyscy inni dostawali to, co
chcą – mruczy, zawstydzona. Tessa czułaby się winna za wypowiedzenie tego, co
czuje. – To nie tak, że nie cieszę się z nimi. – Ledwie mogę rozróżnić jej
słowa, ale da się stąd ujrzeć łzy zbierające się w jej oczach, tylko kilka stóp
stąd.
Na moje życie, nie mogę rozgryźć, o czym ona mówi. Zaręczyny
Kimberly i Vance’a są pierwszą rzeczą, która przychodzi mi do głowy.
- Chodzi o Kimberly i Vance’a? – pytam. – Bo jeśli tak, to
nie powinnaś chcieć tego, co oni mają. On jest kłamcą, zdrajcą, a…. –
przerywam, nim kończę zdanie.
- On ją kocha. Tak bardzo – mamrocze Tessa. Jej palce
wyznaczają wzory na betonie pod nią.
- Ja kocham ciebie bardziej – mówię bez zastanowienia.
Moje słowa wywierają efekt przeciwny, niż miałem nadzieję i
Tessa chlipie. Dosłownie chlipie i obejmuje rękami kolana.
- To prawda. Tak jest.
- Kochasz mnie tylko czasami – mówi. Jej ton brzmi, jakby
była to najprawdziwsza rzecz na świecie, lecz nie jest. Nie mogłaby być
bardziej fałszywa.
- Gówno prawda. Wiesz, że to nieprawda.
- Ale tak się wydaje – szepcze, patrząc w stronę morza.
Chciałbym, aby był dzień, żeby widok mógł prawdopodobnie ją uspokoić, skoro ja
ewidentnie nie sprawdzam się w tym dobrze.
- Wiem – zgadzam się. To prawda, teraz mogę to przyznać.
- Będziesz kochał kogoś przez cały czas, później.
Co?
- O czym ty mówisz?
- Następnym razem, pokochasz ją na cały czas.
W tym momencie… nawet, gdybym wracał do niego myślami po
pięćdziesięciu latach, wiem, że pamiętałbym ostry ból, który towarzyszył jej
słowom. To uczucie jest przytłaczające i to takie oczywiste, to nigdy nie było
bardziej oczywiste, że ona porzuciła nadzieję, jeśli chodzi o mnie. O nas.
- Nie ma następnego razu! – nie mogę powstrzymać tego, jak
mój głos się podnosi, ani tego, jak moja krew gotuje się tuż pod powierzchnią,
grożąc rozerwaniem nie na pół dokładnie tutaj, w tym cholernym patio.
- Jest. Ja jestem twoją Anne.
O czym ona gada? Wiem, że jest pijana, ale co moja mama ma z
tym wspólnego?
- Twoja Anne. Ja nią jestem. Też będziesz miał Karen, a ona
może dać ci dziecko – Tessa ociera oczy, a ja zsuwam się z krzesła, aby
uklęknąć obok niej, na ziemi.
- Nie wiem, co mówisz, ale nie masz racji – moje ręce
obejmują je ramiona dokładnie w chwili, kiedy zaczyna szlochać.
Nie potrafię rozróżnić jej słów, ale słyszę „dziecko, Karen,
Anne, Ken”. Pieprzyć Kimberly za zostawienie lodówki z winem otwartej.
- Nie wiem, co Karen lub Anne, albo jakiekolwiek inne imię,
które tutaj wspomnisz ma wspólnego z nami – mówię jej. Ona napiera na moje
ramiona, ale ja zaciskam mój uścisk na niej. Ona może mnie nie chcieć, ale w
tej chwili mnie potrzebuje. – Ty jesteś Tessą, a ja jestem Harrym. Koniec.
- Karen jest w ciąży – szlocha w mój tors. – Będzie miała
dziecko.
- Więc? – przesuwam moją opatrzoną gipsem ręka po jej
plecach, niepewny, co powiedzieć albo zrobić z tą wersją Tessy.
- Poszłam do lekarza – płacze, a ja zastygam w bezruchu.
Jezus, kurwa, ja pierdolę.
- I? – próbuję nie panikować.
Ona nie odpowiada w prawdziwym języku. Jej odpowiedź
przychodzi w jakimś rodzaju pijackiego płaczu i muszę poczekać chwilę, aby
pomyśleć trzeźwo. Oczywiście ona nie jest w ciąży. Gdyby była, na pewno by nie
piła. Znam Tessę i wiem, że nigdy, przenigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Ma
obsesję na punkcie bycia w przyszłości matką, nie zagroziłaby swojemu
nienarodzonemu dziecku.
Pozwala mi się przytulać, kiedy się uspokaja.
- Chciałbyś? – pyta Tessa kilka minut później. Jej ciało wciąż
spoczywa całym ciężarem w moich ramionach, ale łzy ustały.
- Co?
- Mieć dziecko? – pociera oczy, a ja wzdrygam się.
- Um, nie – kręcę głową. – Nie chcę mieć z tobą dziecka.
Jej oczy się zamykają i po raz kolejny kwili. Powtarzam
swoje słowa w myślach i zdaję sobie sprawę z tego, jak brzmią.
- To nie miało tak brzmieć. Ja po prostu nie chcę dzieci,
wiesz o tym – pociąga nosem i potakuje, wciąż milcząc.
- Twoja Karen może dać ci dziecko – mówi, wciąż z
zamkniętymi oczami i wtula głowę w moją klatkę piersiową.
Wciąż jestem tak zdezorientowany, jak nigdy. Pojmuję połączenie z Karen i moim ojcem, ale nie chcę rozwijać idei, że Tessa jest moim początkiem, nie moim końcem.
Wciąż jestem tak zdezorientowany, jak nigdy. Pojmuję połączenie z Karen i moim ojcem, ale nie chcę rozwijać idei, że Tessa jest moim początkiem, nie moim końcem.
- W porządku. Czas, żebyś poszła do łóżka – oplatam ramionami
jej talię i podnoszę ją ze sobą z podłogi. Tym razem nie stawia oporu.
- To prawda. Raz to powiedziałeś – mamrocze, obejmując mnie
udami w pasie, ułatwiając mi niesienie jej przez przesuwne drzwi i dalej,
korytarzem.
- Powiedziałem co? – pytam ją.
- Że nie możemy mieć szczęśliwego zakończenia – cytuje moje
dawne słowa.
Pierdolony Hemingway i jego negatywne spojrzenie na życie.
- To było głupie z mojej strony. Nie uważałem tak – obiecuję
jej.
- Co chcesz zrobić? Zrujnować mnie? – po raz kolejny cytuje
tego dupka. Zostawcie Tessie cytowanie gównianych rzeczy, kiedy jest zbyt
pijana, by to wytrzymać.
- Ćśśś, możemy pocytować Hemingwaya, kiedy będziesz trzeźwa.
- Wszystkie naprawdę niegodziwe rzeczy zaczynają się niewinnie
– wypowiada w moją szyję, zaciskając mocniej ręce na moich plecach, kiedy
otwieram drzwi do jej sypialni.
Kiedyś uwielbiałem ten cytat, choć nigdy nie rozumiałem jego
znaczenia. Myślałem, że rozumiałem, ale dopiero teraz, gdy żyję tym pieprzonym
znaczeniem, naprawdę je pojmuję.
Delikatnie kładę ją na łóżku i zrzucam poduszki na podłogę,
zostawiając jedną na jej głowę.
- Odpoczywaj – delikatnie komenderuję. Jej oczy są zamknięte
i mogę powiedzieć, że jest bliska zaśnięcia. Nareszcie. Zostawiam światło
wyłączone, mając nadzieję, że prześpi całą noc.
- Zostajeeesz? – wyciąga słowo, a jej brwi stykają się.
- Chcesz, żebym został? Mogę spać w innym pokoju? – proponuję,
nawet jeśli nie chcę. Ona jest taka nieobecna, taka odłączona od samej siebie,
że szczerze, prawie boję się zostawiać ją samą.
- Mhmm… - mruczy, sięgając po koc. Pociąga za róg i wzdycha
sfrustrowanie, gdy nie może rozluźnić materiału wystarczająco, by się nim przykryć.
Po tym, jak pomagam ją okryć, zdejmuję buty i wspinam się do
niej na łóżko. Kiedy rozważam, ile przestrzeni zostawić między naszymi ciałami,
ona zarzuca gołe udo wokół mojego pasa, przyciągając mnie bliżej.
Mogę oddychać. Nareszcie mogę, kurwa, oddychać.
- Bałem się, że nie będziesz się czuła dobrze – przyznaję ciszy
ciemnego pokoju.
- Ja też – zgadza się załamanym głosem.
Podkładam rękę pod jej głowę, a ona porusza biodrami,
obracając się w moją stronę i mocniej przyciskając nogę do mojego ciała.
Nie wiem, dokąd stąd iść. Nie wiem, co zrobiłem, że
wprowadziłem ją w taki stan.
Tak, właściwie wiem. Traktowałem ją jak gówno i wykorzystałem
jej dobroć. Korzystałem z szansy za szansą, jakby zasoby nigdy się nie
wyczerpywały. Wziąłem zaufanie, którym mnie obdarzyła i porwałem je, jak gdyby
nic dla mnie nie znaczyło, po czym rzucałem jej w twarz za każdym razem, kiedy
czułem się na niewystarczająco dobrego dla niej.
Gdybym tylko zaakceptował jej miłość od początku, przyjął
zaufanie i pokochał życie, która próbowała we mnie tchnąć, ona nie byłaby teraz
taka. Nie leżałaby koło mnie, pijana i przybita, pokonana i zniszczona przeze
mnie.
Ona mnie naprawiła, posklejała malusieńkie fragmenty mojej
popieprzonej duszy w coś niemożliwego, a nawet coś prawie atrakcyjnego. Ona
przeobraziła mnie w coś, uczyniła mnie prawie normalnym, ale z każdą kroplą
kleju, którą na mnie zużyła, traciła tę kroplę u siebie, a ja, będąc kupą
gówna, którą jestem, nie miałem jej nic do zaoferowania.
Wszystko, czego się obawiałem, stało się i nieważne, jak
bardzo starałem się temu zapobiec, teraz widzę, że to pogorszyłem. Zmieniłem ją
i zrujnowałem ją, zupełnie tak, jak obiecałem to wiele miesięcy temu.
To wydaje się szalone.
-Przykro mi, że cię zrujnowałem – szepczę w jej włosy, kiedy
jej oddech zaczyna wykazywać oznaki snu.
- Mnie też – wzdycha, a żal wypełnia przestrzeń między nami,
gdy ona zapada w sen.
Tessa’s POV:
Brzęczenie. Wszystkim, co mogę usłyszeć , jest ciągłe
brzęczenie, a moja głowa chyba może eksplodować w każdej chwili. I jest gorąca.
Za gorąca. Harry jest ciężki, jego gips naciska na mój brzuch, a ja muszę siku.
Harry.
Podnoszę jego rękę i dosłownie wywijam się spod jego ciała.
Pierwszą rzeczą, jaką robię, jest podniesienie ze stolika nocnego jego
telefonu, aby zakończyć to brzęczenie. Wiadomości tekstowe i połączenia od
Christiana wypełniają ekran. Odpowiadam prostym „mamy się ok.” i wyciszam jego
telefon, po czym udaję się do łazienki.
Serce ciąży mi w piersi, a pozostałości odurzenia
alkoholowego pływają w moich żyłach. Nie powinnam była wypijać tyle wina.
Trzeba było przestać po pierwszej butelce. Albo trzeciej.
Nie pamiętam zasypiania i nie mogę sobie przypomnieć, jak
Harry się tu dostał. Zamglone wspomnienie jego głosu w telefonie majaczy gdzieś
pod powierzchnią, ale jest ciężkie do wykrystalizowania, a ja nie jestem
zupełnie przekonana, czy to się naprawdę zdarzyło, ale on jest tu teraz, śpi w
moim łóżku, więc przypuszczam, że szczegóły i tak za bardzo się nie liczą.
Opieram biodro o umywalkę i włączam zimną wodę. Rozchlapuję
nieco po mojej twarzy, jak robią to w filmach, ale nie osiąga to pożądanego
rezultatu. Zimna woda nie rozbudza mnie, ani nie czyści moich myśli, a jedynie
sprawia, że wczorajszy tusz do rzęs rozlewa się jeszcze dalej po mojej twarzy.
- Tessa? – woła głos Harry’ego. Wyłączam kran i napotykam go
w korytarzu.
- Hej – unikam jego spojrzenia na sobie.
- Dlaczego nie śpisz? Zasnęłaś dopiero dwie godziny temu –
pyta.
- Zgaduję, że nie mogłam spać – wzruszam ramionami,
nienawidząc niezręcznej presji, którą czuję w jego obecności.
- Jak się czujesz? Wypiłaś dużo zeszłej nocy.
Idę za nim z powrotem do sypialni i zamykam za sobą drzwi.
On przysiada na krańcu łóżka, a ja wspinam się na powrót pod przykrycie. Nie
jestem gotowa, żeby już zmierzyć się z nowym dniem, ale to nic, nawet słońce
jeszcze nie zdecydowało się wzejść.
- Boli mnie głowa – przyznaję.
- Nie myślałem o fizycznej stronie.
Głos Doktora Westa przynoszącego złe wieści, najgorsze
wieści, przebija się przez moją bolącą głowę. Czy podzieliłam się tymi
wiadomościami z Harrym? O nie, mam nadzieję, że nie.
- Co… co powiedziałam w nocy? – zaczynam ostrożnie.
On oddycha i przeczesuje ręką włosy:
- Mówiłaś coś o Karen i mojej mamie. Nawet nie chcę
wiedzieć, co to znaczyło – na jego twarzy pojawia się grymas i przypuszczam, że
pasuje on do mojego aktualnego wyrazu twarzy.
- To wszystko? – pytam, mając taką nadzieję.
- Zasadniczo. Och, jeszcze cytowałaś Hemingwaya – uśmiecha
się lekko, a ja przypominam sobie, jak czarujący on może być.
- Na pewno nie – zakrywam twarz dłońmi.
- Ależ tak – miękki śmiech wymyka się spomiędzy jego warg, a
ja wychylam się zza własnych dłoni, aby rzucić na niego okiem, gdy dodaje: -
powiedziałaś też, że przyjmujesz moje przeprosiny i dasz mi jeszcze jedną
szansę – jego oczy spotykają moje, ukryte pomiędzy palcami i wydaje się, że nie
mogę odwrócić wzroku. On jest dobry. Naprawdę dobry.
- Kłamca – nie jestem pewna, czy chcę śmiać się, czy płakać.
Znowu tu jesteśmy, pośrodku tego samego, naszego starego w tę i z powrotem,
przyciągania i odpychania. Nie mogę zignorować tego, że tym razem uczucie jest
inne, ale wiem również, że nie wolno mi ufać przy ocenie tego. Zawsze wydawało
się, że za każdym razem jest inne, gdy on składał obietnice, których nie mógł
dotrzymać.
- Chcesz porozmawiać o tym, co stało się zeszłej nocy?
Ponieważ ja nie mogłem znieść widzenia cię w tym stanie. Nie byłaś sobą.
- Ze mną w porządku.
- Byłaś pijana w trzy dupy. Upiłaś się, aż do stanu spania w
patio, a puste butelki są porozrzucane po całym domu.
- Niezbyt zabawnie jest znaleźć kogoś w tym stanie, co? –
pytam, czując się kretyńsko w chwili, gdy te słowa opuszczają moje usta.
- Nie – jego ramiona opadają. – Naprawdę nie jest.
Przypominają mi się noce, a czasami nawet dnie, kiedy
znajdywałam Harry’ego pijanego. Pijany Harry zawsze niósł za sobą popsute
lampy, dziury w ścianach i nieprzyjemne słowa, które z pewnością robiły
głębokie rany.
- To już nigdy się nie zdarzy – odpowiada na moje myśli.
- Nie my… - zaczynam kłamać, ale on zna mnie za dobrze.
- Właśnie, że myślałaś. W porządku, zasługuję na to.
- W każdym razie, nie byłoby fair z mojej strony rzucać ci
tym w twarz – mówię mu. Muszę się nauczyć wybaczyć Harry’emu, albo żadne z nas
nigdy nie zazna spokoju w życiu po tym.
On podnosi swój telefon ze stolika nocnego i przyciska go do
ucha. Zamykam oczy, aby przeżyć ponownie trochę dygotania, gdy on wyklina
Christiana przez telefon. Macham ręką, próbując go powstrzymać, ale on mnie ignoruje,
spiesznie mówiąc Christianowi, jakim jest dupkiem.
- Cóż, powinieneś, kurwa, odebrać. Gdyby coś się jej stało,
pociągnąłbym cię do pierdolonej odpowiedzialności – ryczy do słuchawki, a ja
próbuję zablokować jego głos.
Ze mną dobrze. Wypiłam trochę za dużo, bo miałam zły dzień, ale
już dobrze. Jaka w tym szkoda?
Kiedy się rozłącza, czuję, jak materac zapada się przy mnie
i on zdejmuje moją dłoń z oczu.
- Mówi, że przeprasza za niewrócenie do domu i sprawdzenie
co z tobą – oświadcza kilka cali od mojej twarzy. Widzę zmarszczki, które
pojawiły się na jego szczęce i brodzie. Nie wiem, czy to przez to, że jestem
wciąż trochę odurzona, czy może totalnie szalona, ale sięgam w jego stronę i
przesuwam palcem po linii jego szczęki. Moje zachowanie zaskakuje go, a jego
oczy wychodzą na wierzch, prawie krzyżując się, kiedy pieszczę jego skórę.
- Co my robimy? – pyta, przychylając się jeszcze bliżej.
- Nie wiem – odpowiadam jedyną prawdą, jaka jest mi znana.
Nie mam pojęcia co my robimy, co ja robię, jeśli chodzi o Harry’ego. Nigdy nie
miałam.
Wewnątrz, jestem smutna i skrzywdzona, czuję się zdradzona
przez moje własne ciało oraz kluczowy rozkład karmy i życia w ogóle, ale na
zewnątrz wiem, że Harry może sprawić, że to wszystko odejdzie. Nawet jeśli
tylko tymczasowo, może sprawić, że zapomnę o wszystkich zmartwieniach, może
oczyścić cały chaos w mojej głowie, tak jak ja dawniej robiłam to dla niego.
Teraz to pojmuję. Pojmuję, co miał na myśli, kiedy
powiedział, że potrzebował mnie za każdym z tych razów. Pojmuję, dlaczego użył
mnie w taki sposób.
- Nie chcę cię wykorzystywać – mówię mu.
- Co? – jest zaskoczony tym porywem tak samo jak ja.
- Chcę, żebyś sprawił, że zapomnę o wszystkim, ale nie chcę
cię wykorzystywać. W tej chwili chcę być blisko ciebie, ale nie zmieniłam
swojego zdania co do reszty – snuję wywód, mając nadzieję, że zrozumie to,
czego nie chcę powiedzieć.
On opiera się na jednym łokciu i spogląda na mnie w dół:
- Nie obchodzi mnie jak, czy dlaczego, ale jeśli chcesz mnie
w jakikolwiek sposób, nie musisz tłumaczyć. Jestem już twój – jego wargi są tak
blisko moich i mogłabym tak łatwo tylko unieść głowę i lekko ich dotknąć.
- Przepraszam – odwracam głowę. Nie mogę użyć go w ten
sposób, ale przede wszystkim nie mogę udawać, że to byłoby jedyną rzeczą w tym.
To nie byłoby wyłącznie fizyczne rozproszenie od moich problemów, lecz więcej,
o wiele więcej. Wciąż go kocham, nawet jeśli czasami tego żałuję. Chciałabym
być silniejsza i móc to zlekceważyć, jako zwykłe rozproszenie, bez uczuć, bez
chcenia więcej, tylko seks, ale moje serce i świadomość nie pozwolą na to. Tak,
jak skrzywdzona, jestem przez to, że moja idealna przyszłość posypała się na
kawałki i została mi odebrana, tak nie mogę go wykorzystać w ten sposób,
zwłaszcza teraz, kiedy on wydaje się czynić takie wysiłki.
Kiedy walczę sama ze sobą, on wtacza swoje ciało na moje i
przytrzymuje oba moje nadgarstki jedną ręką.
- Co ty… - zaczynam pytać, kiedy on unosi moje dłonie nad
głowę.
- Wiem, co myślisz – przyciska wargi do mojej szyi, a moje
ciało przejmuje kontrolę. Szyja odchyla się na bok, dając mu łatwiejszy dostęp
do wrażliwej skóry.
- To nie jest fair w stosunku do ciebie – sapię, kiedy jego
zęby pociągają za skórę tuż pod moim uchem. On rozluźnia uścisk na moich
nadgarstkach, tylko na tak długo, aby ściągnąć mi koszulkę przez głowę i
zrzucić ją na podłogę.
- To nie jest fair – to, że nawet pozwalasz mi siebie
dotykać po tych wszystkich niesprawiedliwościach, które uczyniłem tobie, ale
chcę tego. Chcę ciebie, zawsze chcę ciebie i wiem, że ty to zwalczasz, ale
chcesz, żebym odwrócił twoją uwagę. Pozwól mi –
Przygniata mnie swoim ciężarem. Jego biodra przygniatają
mnie do materaca w dominujący i pożądliwy sposób, który sprawia, że moja głowa
odpływa z czymś więcej niż resztkami wczorajszego wina.
- Nie myśl o mnie. Myśl tylko o sobie i o tym, czego chcesz –
jego kolano wślizguje się pomiędzy moje biodra, które otwiera.
- Okej – potakuję, jęcząc, kiedy jego kolano pociera miejsce
pomiędzy moimi nogami.
- Kocham cię, nie czuj się źle, pozwalając mi ci to pokazać –
wymawia takie miękkie słowa, ale jego dłonie są szorstkie, kiedy jedna z nich
przytrzymuje moje obie ręce przytwierdzone do łóżka, a druga naciska na moje
majtki.
- Taka mokra – jęczy, przesuwając palec w dół i w górę
znajdującej się tam wilgoci. Staram się nie ruszać, kiedy on przytyka swój
palec do moich ust, popychając go za moją wargę. – Taka słodka, czyż nie? – nie
pozwala mi odpowiedzieć, nim uwalnia moje ręce i umieszcza swoją głowę pomiędzy
moimi nogami.
Przeciąga po mnie językiem, a ja wplatam palce w jego włosy.
Z każdym przesunięciem jego języka po mojej łechtaczce, jestem z nim zagubiona
w tym miejscu. Już nie jestem otoczona ciemnością, już nie jestem wnerwiona,
nie skupiam się na swoich żalach ani błędach.
Jestem skupiona tylko na ciałach: swoim i jego. Jestem
skupiona na tym, jak pojękuje we mnie, gdy ja pociągam za jego włosy. Jestem
skupiona na tym, jak moje paznokcie zostawiają wściekłe, małe linie na jego
łopatkach, gdy on wkłada we mnie dwa palce, mogę skupić się tylko na fakcie, że
on mnie dotyka, każdej części mnie, na zewnątrz i w środku, w sposób, w jaki
nikt inny nigdy nie mógłby.
Skupiam się na jego ostrym wdechu, kiedy błagam go, aby się
obrócił i pozwolił mi zadowolić go, podczas gdy on zadowala mnie; na sposobie,
w jaki zrzuca swoje dżinsy na podłogę i prawie rozrywa swoją koszulkę w
pośpiechu, aby znowu mnie dotknąć. Skupiam się na sposobie, w który unosi mnie
na siebie, moją twarzą odwrotnie do niego. Skupiam się na sposobie, w jaki
jeszcze nigdy tego nie robiliśmy, ale kocham to, jak wyjękuje moje imię, kiedy
biorę go do ust.
Skupiam się na sposobie, w jaki jego palce dobierają się do
moich bioder, kiedy on liże mnie, a ja go ssę. Skupiam się na tym, jak czuję
presję budującą się wewnątrz mnie i skupiam się na sprośnych rzeczach, które
mówi, aby zepchnąć mnie za krawędź.
Dochodzę pierwsza, a on szybko idzie w moje ślady,
wypełniając moje usta, a ja prawie mdleję z ulgi, jaką czuje moje ciało po
spełnieniu. Próbuję nie skupiać się na tym, że nie czuję się winna za
pozwolenie, aby jego dotyk był moim rozproszeniem od odczuwanego bólu.
- Dziękuję – oddycham w jego klatkę piersiową, kiedy on
chwyta mnie, aby ułożyć w poprzek siebie.
- Nie, to ja dziękuję – uśmiecha się do mnie i składa całusa
na moim nagim ramieniu. – Powiesz mi, co cię trapiło?
- Nie – dotykam koniuszkiem palca czarnego tuszu na jego
klatce piersiowej.
- Dobrze. Wyjdziesz za mnie? – pyta, a jego ciało porusza
się z delikatnym śmiechem pode mną.
- Nie – klepię go, mając nadzieję, że tylko się droczy.
- Dobrze. Wprowadzisz się do mnie?
- Nie – przesuwam palec do innej grupy tatuaży, odnajdując
skrzydła narysowanych tu ptaków.
- Wezmę to za 'może' – tłumi śmiech, zakładając ramię na
moje plecy. – Pozwolisz mi zabrać się dziś na obiad?
- Nie – odpowiadam zbyt szybko.
- Wezmę to za 'tak' – śmieje się. Jego śmiech jest szybko
ucięty przez odgłos otwierających się drzwi frontowych, a następnie głosów
rozlegających się w korytarzu.
- Kurwa – mówimy oboje równocześnie. On spogląda na mnie, zdziwiony
moim słownictwem, a ja, wzruszywszy w odpowiedzi ramionami, przekopuję się
przez moje szuflady, by się ubrać.
• jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz •
Powiem jedno: KURWA!
OdpowiedzUsuń:-DDDDD zgadzam sie!
UsuńFantastyczne . Znam juz koniec . Dostalam dzisiaj 4 czesc . Jestem totalnie zauroczona .
OdpowiedzUsuńKoniec blogga a konuec książki są zupełnie inne.
UsuńAwwwwwwwwww
OdpowiedzUsuńOni sa niemozliwi hahahahaha i slodcy a koniec najlepszy :D xx
OdpowiedzUsuńxwerkaax
A ile będzie jeszcze rozdziałów?
OdpowiedzUsuń*zajebisty *o*
Haha końcówka XD
OdpowiedzUsuńZazwyczaj umiem ubrać swoje myśli w słowa, ale teraz jedyne co umiem napisać to xjejsbdudisksndhdifn. To jest meeeega rozdział. Kilka razy dziennie wchodzę na bloga a tu taka miła niespodzianka ❤️
OdpowiedzUsuńTo boli :c
OdpowiedzUsuńNo to się Tess zabawila a co tam wolno jej haha.
OdpowiedzUsuńKochani <3 Rozdział świetny, jak każdy inny. Zakończenie słodziutkie :D <3
OdpowiedzUsuńNie ma to jak zerwać, ale nadal zachowywać się jakby było się w związku .
OdpowiedzUsuńjxnzjzjzzixxnzoxnkzbzjx
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę napisać to owhefuiheohigiuhuw
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że niezależnie co się dzieje oni i tak znajdą drogę do siebie :D
OdpowiedzUsuńDziękuje :*
OdpowiedzUsuńTo widać oni bez siebie nie potrafią żyć :)
OdpowiedzUsuńHaha koniec najlepszy! :D
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńOni są nieprzewidywalni haha :D
OdpowiedzUsuńDzieki za rozdział!
Czyżby szykowało się na comeback? ;-)
OdpowiedzUsuńO em dżi :o
OdpowiedzUsuńŚwietny x
Ooo ale mega rozdzial!!♥♥
OdpowiedzUsuń@blanka1499