poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 286.

Soundtrack do rozdziału:

• The Fray - Syndicate 
• The Fray - Ungodly Hour
• Taylor Swift - Treacherous
• One Direction - Trought the Dark  


Harry's POV:

Cisza jest tak głośna, gdy próbuję zostać cicho po jej stronie samochodu, ale słyszę jej oddech, sposób, w jaki próbuje to kontrolować, kontrolować swoje emocje. Moja klatka piersiowa jest tak cholernie ciasna, a ona po prostu tam siedzi, pozwalając moim słowom dusić się w jej głowie. Dlaczego zawsze robię dla niej takie gówno? Zawsze mówię złe słowa, bez względu na to, ile razy obiecuję, że nie będę. Bez względu na to, ile razy obiecuję, że się zmienię, zawsze to robię. Odchodzę i zostawiam ją samą, żeby poradziła sobie z tym gównem. Nie znowu. Nie mogę zrobić tego ponownie, potrzebuje mnie bardziej niż kiedykolwiek, to jest moja szansa, żeby pokazać jej, że mogę tu być, kiedy mnie potrzebuje. Tessa nie patrzy na mnie, kiedy skręcam i parkuję na poboczu autostrady. Włączam światła awaryjne i mam nadzieję, że cholerni policjanci nie przyjdą i nie zaczną pierdolić.
- Tess - staram się zwrócić jej uwagę, kiedy ścigam się z własnymi myślami. Nie podnosi wzroku z nad jej rąk na kolanach. - Tessa, proszę spójrz na mnie - sięgam ręką wzdłuż konsoli, aby ją dotknąć, ale ona szarpie się i jej ręka uderza w drzwi.
- Hej - odpinam pasy i odwracam się w jej stronę, biorąc obydwa jej nadgarstki do jednej ręki, tak jak często robię.
- Nic mi nie jest - podnosi lekko podbródek, aby udowodnić swój punkt widzenia, ale wilgoć w jej oczach opowiada inną historię. - Nie powinieneś tutaj parkować, to ruchliwa autostrada.
- Nie obchodzi mnie to, gdzie zaparkowałem - mówię. - Jestem popieprzony, z moim łbem jest coś nie tak - jąkam się, żeby nadać moim słowom sens. - Strasznie przepraszam, nie powinienem zareagować w ten sposób.
Po chwili obniża oczy na mnie, patrząc na moją twarz, jednak unikając wzroku.
- Tess, nie zamykaj się ponownie, proszę. Tak mi przykro, nie wiem co sobie myślałem, nigdy nawet nie brałem pod uwagę mieć dzieci, a teraz sprawiłem, że czujesz się źle w tym gównie - przyznanie się brzmi jeszcze gorzej, gdy słowa wychodzą między nas.
- Masz prawo być zdenerwowany - reaguje zbyt spokojnie. - Po prostu potrzebowałam ci coś powiedzieć, cokolwiek... - ostatnie słowo wypowiada tak cicho, że ledwo je słyszę.
- Nie obchodzi mnie, że nie możesz mieć dzieci - mówię. Ja pierdolę. - To znaczy, nie obchodzą mnie nasze dzieci, że nie możemy ich mieć - staram się wcierać maść na rany mojego autorstwa, ale po wyrazie jej twarzy stwierdzam, że robię coś przeciwnego.
- Próbuję, kurwa, na marne powiedzieć, że cię kocham i że jestem niewrażliwym kutasem. Położyłem się pierwszy, jak zawsze i przepraszam cię za to - moje słowa wydają się wyciągać ją z siebie, bo przenosi oczy na mnie.
- Dziękuję - wyciąga nadgarstek z mojej ręki, waham się pozwolić jej zabrać rękę, ale odczuwam ulgę, kiedy ponosi ją, aby wytrzeć oczy. - Przykro mi, że czujesz, jakbym zabrała coś z ciebie - mówi. Widać, że ma więcej do powiedzenia.
- Nie wahaj się. Znam cię, powiedź to, co chcesz.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki zareagowałeś - sapie.
- Wiem, ja... - przerywa mi, podnosząc rękę.
- Jeszcze nie skończyłam - Tessa czyści gardło. - Chciałam być matką odkąd pamiętam. Byłam jak każda inna dziewczynka z lalkami, nawet bardziej. Bycie matką było dla mnie bardzo ważne. Nigdy, przenigdy nie kwestionowałam czy obawiałam się, że nie będę jedną z nich.
- Wiem, ja...
- Proszę, pozwól mi mówić - zgrzyta zębami. Naprawdę powinienem się zamknąć, chociaż ten jeden raz. Zamiast odpowiedzieć, kiwam głową i milczę.
- Czuję niesamowitą stratę i nie mam siły, żeby martwić się, że mnie obwiniasz. W porządku, że też czujesz jakąś stratę, chcę, żebyś zawsze był otwarty ze swoimi uczuciami, ale nie masz tutaj żadnych zgniecionych marzeń. Nie chciałeś mieć dzieci jeszcze dziesięć minut temu, więc to niesprawiedliwe, żebyś reagował w ten sposób.
Czekam kilka sekund i podnoszę na nią brwi z prośbą o pozwolenie na wypowiedź. Kiwa głową. Głośny klakson ciężarówki brzmi w powietrzu, Tessa prawie wyskakuje z auta.
- Mam zamiar pojechać z powrotem do Vance'a, jednak chciałbym być przy tobie - mówię. Tessa wygląda przez okno, ale nie przegapiam jej skinienia.
- Mam na myśli pocieszając cię tak jak powinienem - wyjaśniam. Kiwa głową, kiedy przyłapuję ją na przewracaniu oczami.  

Tessa's POV:

Harry i Vance mijający się na korytarzu w niezręcznej ciszy. To dziwne mieć Harry'ego tutaj, po tym wszystkim, co się stało. Nie mogę zignorować jego starań i powstrzymać go przed pojawieniem się w tym domu, domu Vance'a. Ostatnio trudno jest mi się skupić na jednym z problemów. Zachowanie Harry'ego w Londynie, Vance'a i Anne, śmierć ojca, moje problemy z płodnością. To za dużo kłopotów i wydają się one nie kończyć. W pewnym sensie ulżyło mi, kiedy powiedziałam Harry'emu o niepłodności, ogromna ulga, naprawdę, ale zawsze jest jeszcze coś, co czeka na ujawnienie lub zrzucenie na jednego z nas. Nowy Jork jest następny. Nie wiem, czy powinnam mu powiedzieć teraz, teraz, kiedy mamy już problemy między nami. Nienawidzę sposobu, w jaki Harry zareagował, ale jestem wdzięczna za wyrzuty sumienia, które pokazał po jego bezdusznym odwołaniu moich uczuć. Jeśli nie wyciągnąłby mnie z samochodu i przeprosił, nie sądzę, żebym znalazła to w sobie i mogła z nim ponownie porozmawiać. Nie mogę zliczyć razów, kiedy mówiłam, myślałam, przysięgałam, te słowa, kiedy go poznałam. Zawdzięczam to sobie, że myślałam tak tym razem.
- O czym myślisz? - pyta, zamykając za sobą drzwi mojej sypialni.
Bez zastanowienia szczerze odpowiadam. 
- Że nie będę z tobą już więcej rozmawiać.
- Co? - przybliża się do mnie, a ja się cofam.
- Jeśli byś nie przeprosił, nie miałabym nic do powiedzenia.
- Wiem - wzdycha, przeczesując włosy.
Nie mogę przestać myśleć o tym co powiedział.
Nadal jestem tym zaskoczona, jestem pewna. Nigdy nie spodziewałam się usłyszeć takich słów od niego. Nie wydaje mi się możliwe, że zmieni zdanie, jego umysł został zmieniony dopiero po tragedii.
- Chodź - Harry otwiera dla mnie ramiona, a ja waham się. - Proszę, pozwól mi pocieszyć cię tak, jak powinienem. Pozwól mi z tobą rozmawiać i cię słuchać. Przepraszam.
Jak zwykle wchodzę w jego ramiona. Wydają się teraz inne, bardziej solidne, bardziej realne niż wcześniej. Zaciska ręce na całym moim ciele, opierając policzek o moją głowę. Jego włosy są teraz zbyt długie po bokach i łaskoczą moją skórę, czuję jak umieszcza pocałunek na moich włosach.
- Powiedz mi, co myślisz o tym wszystkim, powiedz mi wszystko, czego do tej pory mi nie powiedziałaś - mówi, przyciąga mnie, żebym usiadła obok niego na łóżku. Krzyżuję nogi, a on opiera się plecami o zagłówek.
Mówię mu wszystko. Mówię mu o mojej pierwszej wizycie, aby dostać się na kontrolę urodzeń, mówię mu, że wiedziałam o możliwości wystąpienia problemów już przed wyjazdem do Londynu. Jego szczęka napina się, kiedy mówię mu, że nie chcę go znać i zaciska pięści, kiedy mówię mu, że bałam się, że będzie szczęśliwy. On pozostaje cicho i kiwa głową, po tym gdy mówię mu, że będę trzymać się od niego z daleka, na stałe.
- Dlaczego? Dlaczego tego chcesz? - podciąga się na łokciach, żeby zbliżyć się do mnie.
- Myślałam, że chcesz być szczęśliwy i nie chcę tego słuchać - wzruszam ramionami. - Ja bym raczej trzymała to dla siebie, niż słyszała, jak ci po tym ulży.
- Jeśli powiedziałabyś mi przed Londynem, rzeczy mogłyby pójść inaczej.
Mrugam. 
- Tak, jestem pewna, że jeszcze gorzej - mówię. Mam nadzieję, że nie bierze tego tak jak myślę, że weźmie. Lepiej, żeby nie próbował winić mnie za bałagan w Londynie. Wydaje się myśleć zanim powie, kolejne usprawiedliwienie siebie. - Masz rację. Wiesz, że masz - przyznaję.
Cieszę się, że zatrzymałam to dla siebie, zwłaszcza zanim wiedziałam, że byłam pewna.
- Cieszę się, że powiedziałaś mi, zanim komukolwiek innemu - mówi, patrząc na mnie.
- Powiedziałam Kim - przyznaję. Czuję się trochę winna, że zakładał, że jest pierwszą osobą, której powiedziałam, ale nie był przy mnie.
Łączy brwi. 
- Co to znaczy, że powiedziałaś Kim, kiedy?
- Powiedziałam jej jakiś czas temu.
- Więc Kim wiedziała, a ja nie?
- Tak - kiwam głową.
- Co z Liamem? Czy Liam też wie? Karen? Vance?
- Dlaczego Vance miałby wiedzieć? - pękam. Znowu zaczął być absurdalny.
- Kimberly prawdopodobnie mu powiedziała. Może powiedziałaś też Liamowi?
- Nie, Harry. Tylko Kimberly. Musiałam komuś powiedzieć, a nie mogłam wystarczająco na tobie polegać, żeby ci powiedzieć.
- Auć - jego ton jest surowy, a grymas przytłaczający.
- To prawda - spokojnie mówię. - Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale to prawda. Wydaje mi się, że zapomniałeś, że nie chciałeś mieć ze mną nic wspólnego, aż umarł mój ojciec.
Nienawidzę sposobu, w jaki mój żołądek się skręca i obraca, gdy myślę o tej podróży z piekła rodem.

Harry's POV:

- Zawsze cię chciałem, wiesz o tym. Po prostu nie mogłem przestać próbować zniszczyć jedyną dobrą rzecz w moim życiu i przepraszam cię za to. Wiem, że to popieprzone, że zajęło mi to tyle czasu i nienawidzę tego, że twój ojciec musiał umrzeć, żebym ruszył mój tyłek, ale jestem tu i teraz, i kocham cię bardziej niż kiedykolwiek oraz nie obchodzi mnie to, że nie możemy mieć dzieci. Wyjdź za mnie - dodaję na koniec.
- Harry, nie możesz po prostu się tak zachowywać. Przestań tak mówić - patrzy na mnie.
- Dobrze, najpierw kupię ci pierścionek.
- Harry - ostrzega mnie, ściskając wargi w wąską kreskę.
- Dobra - przewracam oczami na myśl, że chce mnie uderzyć. - Jestem w tobie tak bardzo zakochany.
- Tak, teraz jesteś.
- Byłem, już przed dłuższy czas.
- Pewnie, że byłeś - mruczy Tessa. Jak ona może być tak cholernie słodka i nieznośna w tym samym czasie?
- Kochałem cię nawet kiedy byłem głupkiem w Londynie.
- Jesteś pewien jak cholera, że nie zachowywałeś się tak.
- Wiem, byłem na haju.
Bawię się strzępkiem materiału na moim gipsie. Ile jeszcze tygodni minie aż ta sprawa zostanie zamknięta?
- Pozwoliłeś jej nosić koszulkę po seksie - Tessa patrzy daleko ode mnie, skupiając wzrok na ścianie za mną.
Co?
- O czym ty mówisz? - pytam ją, delikatnie podnosząc kciukiem jej brodę, aby zmusić ją, żeby na mnie spojrzała.
- Ta dziewczyna, siostra Marka. Janine, myślę, że słyszałam jak to komuś mówiła.
- Myślisz, że ją przeleciałem? - gapię się na nią.
- Oczywiście, że tak. Praktycznie machałeś prezerwatywą przed moją twarzą - jej głos jest odległy, zraniony.
- Nie pieprzyłem jej, Tessa. Spójrz na mnie - staram się ją przekonać, kiedy ponownie się odwraca. - Wiem, jak to wyglądało.
- Miała na sobie twoja koszulkę.
Nienawidzę sposobu, w jaki patrzyła na moją koszulkę, ale ona po prostu nie zamykała swoich cholernych ust,  dopóki nie dałem jej tego pieprzonego materiału.
- Wiem, że miała, ale nie przeleciałem jej. Jesteś zawiedziona, że myślisz, że to zrobiłem? - pytam ją, moje serce wali na myśl, że pozwoliłem jej chodzić z tym gównem w głowie przez ostatnie tygodnie.
- Była cała twoja, przede mną.
- Pocałowała mnie i próbowała uderzyć, ale to wszystko - mówię chaotycznie. Tessa robi mały hałas i zamyka oczy.
- Nawet nie jestem twardy dla niej, tylko dla ciebie - staram się zrobić to lepiej, ale ona potrząsa głową i podnosi rękę, aby mnie uciszyć.
- Przestań o niej mówić, zaraz puszczę pawia - mówi i wiem, co to oznacza.
- Też mi było niedobrze, rzucałem się w każdym kierunku, po tym jak mnie dotknęła - mówię jej. Kolor na jej twarzy powoli wraca.
- Co takiego?
- Dosłownie zwymiotowałem, jak musiałem biec do łazienki, ponieważ zrobiło mi się źle po jej dotyku.
- Naprawdę? - Tessa pyta, zastanawiam się czy powinienem martwić się o mały uśmiech w kąciku jej ust, kiedy mówię jej o moim doświadczeniu z wymiotowaniem.
- Tak. Nie patrz tak szczęśliwie na to - uśmiecham się do niej, próbując rozjaśnić nastrój.
- Dobra, mam nadzieję, że naprawdę cię pogoniło - mówi, teraz już z pełnym uśmiechem. Jesteśmy najbardziej popieprzoną parą. Popieprzoną, ale idealną.
- Tak było. Przykro mi, że cały czas tak o tym myślałaś. Nic dziwnego, że byłaś na mnie wkurzona - teraz to ma jakiś sens, lecz prawda jest taka, że ona zawsze jest na mnie wkurwiona.
- Teraz, gdy już wiesz, że nie puszczam się dookoła, możesz mnie zabrać i zrobić z siebie uczciwą kobietę? - sarkastycznie podnoszę czoło.
- Obiecałeś, że przestaniesz rzucać tym we mnie.
- Nie obiecałem. Słowo 'obiecuję' nie było przeze mnie użyte - wyjaśniam. Ma zamiar uderzyć mnie w każdej chwili. - Masz zamiar powiedzieć komuś o tym gównie z dziećmi? - w pewnym sensie zmieniam temat.
- Nie - przygryza wargę. - Nie sądzę. Nie w najbliższym czasie.
- Nikt nie musi wiedzieć dopóki nie adoptujemy jakiegoś w ciągu kilku lat - mówię jej.  
Kręci głową i wiem, że myśli, że jestem szalony. Nie jest zła. - Jestem pewien, że istnieje dużo cholernych dzieci czekających na rodziców, aby je kupić, będziemy dobrzy.
Wiem, że nie przyjęła mojej propozycji małżeństwa, a nawet bycia w związku ze mną, ale mam nadzieję, że nie skorzysta z okazji, by mi o tym przypomnieć.
- Cholerne dzieci? - cicho się śmieje. - Proszę, powiedz mi, że nie sądzisz, że gdzieś w centrum miasta jest przechowalnia, gdzie możesz iść i kupić dziecko? - podnosi dłoń do ust, aby powstrzymać się od śmiechu ze mnie.
- Nie ma? - żartuję. - To co z Babies 'R' US?
- O mój Boże! - przechyla głowę w śmiechu, a ja łapię za jej dłoń. - Jesteś taki dziwny.
- Jeśli ten cholerny sklep nie jest pełen dzieci stojących w linii, gotowych do zakupu, to wnoszę pozew za fałszywą reklamę - wciągam mój najlepszy uśmiech, a ona wzdycha z ulgą, kiedy przestaje się śmiać. W jakiś sposób wiem dokładnie, co sobie myśli.
- Potrzebujesz pomocy - wyciąga rękę z mojej i się prostuje.
- Wiem - zgadzam się i oglądam jak jej uśmiech znika. - Wróćmy do Pullman.
- Jesteśmy tu ostatnią noc.
- Liam wyjeżdża w ciągu kilku dni, nie chcesz spędzić z nim czasu? - przypominam jej.
- Uhm, tak. Wtedy wrócimy do Pullman.
Tessa zasypia podczas jazdy i nie budzi się aż deszcz następuje, uderzając w dach mojego samochodu.

***

- Wy dwoje podróżujecie przez cały Waszyngton więcej niż ktokolwiek inny kogo znam - Liam siedzi na brzegu kanapy w salonie mojego ojca kiedy przyjeżdżamy do Pullman.
- Nie znasz wielu ludzi, więc nie wiem jak istotne to jest - drażnię go. Patrzy na swoją mamę siedzącą na krześle i wiem, że chce powiedzieć trochę dupkowaty komentarz w moją stronę, ale nie zrobi tego, póki ona tam jest.
- Ha-ha - przewraca oczami i otwiera książkę na kolanach, przesuwając się od poręczy kanapy do poduszki.
- Cieszę się, że bezpiecznie dojechaliście, panuje straszna ulewa - głos Karen jest miękki, gdy się do mnie uśmiecha. Odwracam wzrok.
- Kolacja jest już w piecu, więc wkrótce będzie gotowa.
- Mam zamiar się przebrać - Tessa mówi za moimi plecami. - Dziękuję, że znowu mnie tu przywiozłeś - dodaje zanim znika na schodach. Przez kilka sekund stoję na schodach zanim idę za nią jak szczeniak. Kiedy wchodzę do pokoju ubrana jest tylko w biustonosz i majtki. - Mam dobre wyczucie czasu - bełkoczę, kiedy patrzy na mnie w drzwiach. Używa rąk, aby zakryć piersi, a następnie przesuwa je w dół do bioder, nie mogę powstrzymać się od uśmiechu.
- Trochę za późno, nie sądzisz?
- Cicho - beszta mnie i ciągnie suchą koszulkę przez jej mokre włosy.
- Wiesz, spokój nie jest moja mocną stroną.
- To co dokładnie jest? - drwi ze mnie, kręcąc biodrami, kiedy wciąga spodnie do brzucha. Te spodnie.
- Nie nosiłaś tych spodni jakiś czas - pocieram zarost na mojej szczęce i wpatruję się w ciasny, czarny materiał, który wydaje się wylewać.
- Nie zaczynaj z tymi spodniami - bezczelnie pokazuje na mnie palcem. - Ukryłeś je przede mną, dlatego ich nie nosiłam.
- Nieprawda! - leżę, zastanawiając się, kiedy znalazła je w naszej szafie w tym cholernym mieszkaniu. Patrząc na jej tyłek w nich, przypominam sobie, dlaczego je schowałem. - Były w szafie.
Obraz Tessy starającej się znaleźć te spodnie w szafie rozśmiesza mnie, dopóki nie przypominam sobie, że znajduje się w niej jeszcze coś, czego nie chcę, żeby odkryła.
- Coś jeszcze, uhm, coś jeszcze było w szafie? - pytam, mając nadzieję, że nie grzebała zbytnio w niej.
- Nic - upycha swoje stopy w różowe skarpetki. Ohydne, rozmyte rzeczy z kropkami obejmują górną część jej nóg. - Dlaczego? Coś jeszcze jest w środku? - pyta.
- Nie - kłamię, wzruszając ramionami, a moje paranoje odchodzą.
- Okej? - Tessa przewraca oczami w ten niegrzeczny sposób.
Idę za nią w dół schodów, znowu jak szczeniak, i siadam tuż obok przy masywnym stole w jadalni. Sarah znowu tu jest i patrzy na Liama, jakby był jakimś lśniącym klejnotem czy coś, to jest dziwne.
- Hej, Sophia - Tessa promiennie mówi do niej. Zwraca wzrok na Liama wystarczająco długo, by odwzajemnić uśmiech Tessy i macha do mnie.
- Sophia pomagała mi z kolacją - Karen promienieje.
- Mhm, to jest wyśmienite, a sos naprawdę przepyszny - Tessa jęczy wokół widelca.
Kobiety i ich cholerne jedzenie. - Można by pomyśleć, że mężczyźni mówią tak o pornografii - mówię zbyt głośno.
Tessa kopie mnie pod stołem, a Karen zakrywa usta dłonią, kiedy kaszle z ustami pełnymi jedzenia. Jestem zaskoczony, kiedy Sarah zaczyna się śmiać. Liam wygląda niezręcznie, ale jego twarz łagodnieje, kiedy widzi jak bardzo Sarah się śmieje.
- Kto tak twierdzi? - chichocze. Liam żałośnie na nią patrzy, a Tessa się uśmiecha.
- Harry, Harry mówi takie głupstwa - Karen uśmiecha się i widzę humor w jej oczach. To jest dziwne.
- Musisz się do tego przyzwyczaić - Liam patrzy na mnie przez chwilę, zanim koncentruje się na jego nową miłość. - Mam na myśli, jeśli będziesz w pobliżu. Nie to, że będziesz długo wśród nas - jego policzki są jasnoczerwone. - Mam na myśli, jeśli chcesz być. Nie dlatego, że nie chcesz być.
- Zrozumiała - wyciągam go z nędzy, wygląda jakby miał się posikać.
- Tak - uśmiecha się do Liama i przysięgam jego twarz zmieniła kolor z czerwonego na fioletowy. Biedactwo.
- Sophia, jak długo będziesz w mieście? - Tessa wtrąca się, zmieniając temat, aby w słodki sposób pomóc przyjacielowi.
- Tylko kilka dni. Zamierzam wrócić do Nowego Jorku w najbliższy poniedziałek. Moi współlokatorzy umierają, żebym wróciła - odpowiada.
- Jak wielu współlokatorów masz? - pyta Tessa.
- Trzech, wszyscy tancerze.
- Och, wow - Tessa wymusza uśmiech. Śmieję się.
- O Boże! To są tancerze baletowi, nie striptizerzy - Sarah wybucha śmiechem, a ja razem z nią, Tessa śmieje się z ulgą i zakłopotanym wyrazem.  
Dziewczyna prowadzi większość rozmowy, pytając losowo o kobiece gówno i ich strefy. Skupiam się wyłącznie na krzywych ustach Tessy, kiedy mówi. Uwielbiam sposób, w jaki zatrzymuje się co kilka ukąszeń i przeciera usta serwetką, chociaż nie ma nic na twarzy. Kolacja jest kontynuowana w ten sposób, aż jestem znudzony na śmierć, a twarz Liama jest już tylko trochę czerwona.
- Harry, wiem, że odmówiłeś pójścia na zakończenie roku, ale może zmieniłeś zdanie przez ten czas? - Ken pyta, natomiast Karen, Tessa i Sarah sprzątają ze stołu.
- Nie, nie zmieniłem zdania - obgryzam paznokcie. Ciągle to robi, specjalnie wspomina o tym przy Tessie, by zmusić mnie do pójścia do dusznej sali, gdzie tysiące ludzi będzie zapychać trybuny, obficie się pocąc i wyć jak dzikie zwierzęta.
- Nie zmieniłeś? - Tessa przerywa. Odwracam się, spoglądając raz na Kena, raz na Tessę. - Myślałam, że ponownie to rozważysz? - mówi, dokładnie wiedząc, co robi. Liam uśmiecha się jak dupek, którym jest, a Karen i Sarah rozmawiają w kuchni.
- Ja... - zaczynam. Ja pierdolę. W oczach Tessy widzę nadzieję, ale gwałtownie, niemal ośmiela mnie do zaprzeczenia. - Tak, jasne, dobra. Kurwa, pójdę na zakończenie - jestem zirytowany, wyraźnie zirytowany. To jest jakaś bzdura.
- Dziękuję - mówi Ken. Już mam zamiar powiedzieć mu, że jest, kurwa, mile widziany, ale zdaje sobie sprawę, że dziękuje Tessie, a nie mi.
- Jesteście tacy... - milknę przez ostrzeżenie od Tessy. - Jesteście tacy wspaniali - mówię im. Mali, gówniani współdziałacze, powtarzam w mojej głowie w kółko i w kółko, dopóki ukazują zadowolony uśmiech z siebie.


• jeśli przeczytałeś/aś - zostaw komentarz •

26 komentarzy:

  1. Cudownie jest czytać rozdział za rozdziałem nie mogąc się już doczekać na kolejny. Miłego tłumaczenia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojeju taki przyjemny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za tak szybkie tłumaczenie xxxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Pragnę pozdrowić Julię która kończy dziś 15 lat
    Wszystkiego najlepszego Jula XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę uwierzyć w to że Harry tak bardzo się stara *__*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :)
    Mam nadzieję, że Tessa Nie wyjedzie. No Hazzie mi zostawi :(
    A może razem się przeniosą ? Było by świetnie.

    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. Troche nie rozumiałam niektórych zdań bo były dziwnie sformułowane ale da się przeżyć xd
    Pozdrawiam i do kolejnego. ~M

    OdpowiedzUsuń
  8. ❤❤❤❤❤👪

    OdpowiedzUsuń
  9. Swietnie! Lece czytac nastepny bo widze ze jest:*

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze że sobie to wyjaśnili....a teraz przed nimi bomba z NY. Dziękuje za tłumaczenie :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wierzę że Harry tak bardzo się stara zmienić i wgl. Wow, wielkie zmiany!!

    OdpowiedzUsuń
  12. ,,Tak, jasne, dobra. Kurwa, pójdę na zakończenie"- Harry mistrz :D
    Dzięki za rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  13. Oni naprawdę są czasami popieprzeni :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Sophia w tym ff jest zarąbista i taka... wyrozumiała dla Harry'ego..? XD
    Niech Tessa wreszcie powie Harry'emu o tym NY.
    Lecę czytać kolejne. :) x

    OdpowiedzUsuń
  15. Książka trzyma w napięciu ! Super rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy będzie następny rozdział? :D Juz nie mogę się doczekać :(

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzięki za kolejny świetny rozdział! :) Martwi mnie tylko, że jestem w transie czytania a do końca zostało tylko kilka rozdziałów! I co dalej? Jak żyć :( :( :(

    OdpowiedzUsuń